To jest właśnie ten moment.
Po pierwsze, jako polscy producenci, mamy bardzo silną pozycję w kraju, co jest doskonałą podstawą do sięgania po więcej na globalnym rynku. Po drugie nasz rozwój już teraz, w dużej mierze, opiera się na ekspansji zagranicznej.
Bez inwestycji w promocję i dotarcie do globalnego konsumenta trudno nam będzie notować kolejne tak znaczące wzrosty.
Warto przede wszystkim sięgać po argumenty, którymi przekonujemy do siebie polskie konsumentki. Mają one wymiar uniwersalny i z pewnością mogą być doceniane pod każdą szerokością geograficzną. Pierwszym atutem jest jakość - związana m.in. z naszą długą tradycją tworzenia kosmetyków. To właśnie Polska była tym krajem, który w naszym regionie świata, dostarczał sąsiadom tego typu produkty. Dzięki tym doświadczeniom, polska branża kosmetyczna mogła tak mocno rozkwitnąć po transformacji ustrojowej.
W definicji P-beauty nie może też zabraknąć odniesień do naturalności kosmetyków i roślinnych inspiracji w ich produkcji. W świecie, w którym coraz mocniej otacza nas technologia, rośnie liczba osób świadomie wybierających produkty, które pozwalają im poczuć się bliżej przyrody.
Ten trend ma charakter globalny i z pewnością będzie się jeszcze nasilał. Polskie kosmetyki zawsze bazowały na tym, co najlepsze w naturze - to bez wątpienia nasz silny atut.
Na koniec chcę podkreślić szczególną rolę Polek w promocji polskich kosmetyków. Kreatywne, odważne oraz przedsiębiorcze, są cenione również za swoją urodę i mogą być najlepszymi ambasadorkami rodzimej pielęgnacji.
Polecamy:
Niemcy już promują G-Beauty. Pytanie, czy nie czas na P-Beauty?