Nie były one wtedy powszechnie dostępne. Dziś sytuacja jest odwrotna - potrzeba sięgania po naturalną pielęgnację ma zasięg globalny i wpisuje się w aktualne trendy, związane z praktyką świadomego stylu życia.
Punktów oferujących kosmetyki naturalne tylko przybywa, zarówno stacjonarnie, jak i w Internecie. Przeniknęły one nawet do sieci drogerii, kojarzonych dotąd wyłącznie z segmentem premium. Ogromne zainteresowanie ofertą sprawiło, że rynek zaczął wykorzystywać ten nurt, nie tylko w branży beauty. Zjawisko przypinania "eko" etykiet produktom, które z naturą wspólny mają jedynie zielony kolor na opakowaniu, jest wszechobecne na sklepowych półkach.
Świadomy konsument wie, że wystarczy skonfrontować deklarację producenta ze składem INCI, który umieszczony jest na opakowaniu kosmetyku. Nie każdy jednak umie rozszyfrować skomplikowane nazwy i to właśnie w tym większe koncerny upatrują swoją szansę na “ocieplenie” wizerunku - na froncie produktu.
Na szczęście popularność źródeł edukujących w zakresie czytania etykiet sprawia, że klienci nie dają się tak łatwo złapać w pułapkę greenwashingu. Eko-nieufność to tak naprawdę wzmożona czujność w zalewie dezinformacji - bardzo często wynika z chęci zakupu naprawdę jakościowego produktu.
Od początku istnienia {iossi} stawiamy na transparentność przekazu.
Lubimy mówić o składnikach, które wykorzystujemy do produkcji naszych kosmetyków. Są one najwyższej jakości, więc nic, tylko się chwalić!
Mamy najbardziej lojalnych klientów na świecie, którzy z ufnością wracają po nasze kosmetyki - to zobowiązuje. Wierzą w ich piękne wnętrze, ale i w łatwy sposób mogą to zweryfikować. W razie wszelkich pytań mogą też liczyć na nasze merytoryczne wsparcie. Na etykiecie każdego produktu podajemy informację o procencie naturalności - oscyluje ona między 97,9% a 100%