Dr Matthias Aust: Presja perfekcjonizmu słabnie

Dr Matthias Aust: Presja perfekcjonizmu słabnie

Dr Mathiass Aust, utalentowany chirurg plastyk i doradca medyczny marki Environ, w rozmowie z Wirtualnymi Kosmetykami mówi, jak zmienia się obecnie narracja branży beauty i medycyny estetycznej, dlaczego pielęgnację warto traktować holistycznie i czego szukać w kosmetykach, by wyglądać świetnie.

Czy nie jest przypadkiem tak, że wskutek presji social mediów i rozwoju medycyny estetycznej jako społeczeństwo wpadliśmy w pułapkę perfekcjonizmu?

Oczywiście sporo osób temu uległo. W social mediach na pewno zjawisko perfekcjonizmu znalazło świetne warunki do wzrostu. Uważam, że odpowiedzialność nas, lekarzy, polega na tym, by urealniać oczekiwania i nie nakręcać kobiet w przekonaniu, jak wiele rzeczy powinny w sobie poprawiać. Moje podejście nie polega na tym, by mieć więcej klientów, ale więcej zadowolonych klientów. Natomiast dziennikarze zajmujący się tematyką urody powinni uświadamiać swoim odbiorcom, że należy ostrożniej podchodzić do wszelkich przekazów marketingowych. Widzę tu zresztą pewną zmianę w samych konsumentach, którzy coraz bardziej nieufnie traktują hasła reklamowe i nie są już tak bezkrytyczni wobec marketingowych opowieści jak pewnie kilka lat wcześniej. Uważniej weryfikują informację, są sceptyczni wobec nierealnych obietnic… I to jest akurat moim zdaniem dobre podejście.

Jaką widzi zatem Pan generalnie zmianę, która dzieje się obecnie w świecie beauty?

Na pewno kobietom (bo to jednak głównie one są klientkami branży beauty) zależy na dobrym wyglądzie, ale nie na tym, by dramatycznie walczyć z mijającym czasem. Zauważam, że presja wspomnianego perfekcjonizmu, słabnie. Widać, że biznes reaguje na tę zmianę podejścia konsumentek, zmieniając choćby komunikację na pro-aging, healthy-aging, well-aging zamiast dotychczasowej narracji anty-aging. I to ma sens! Moje pacjentki coraz lepiej zdają sobie sprawę, że dbanie o siebie jest znacznie bardziej złożone niż kupienie najdroższego kremu na zmarszczki czy modne zabiegi wykonywane w gabinetach medycyny estetycznej. To, czy wyglądamy lepiej czy gorzej, zależy od wielu czynników. Uważam, i przekonuję do tego swoich pacjentów, że dbanie o siebie jest procesem holistycznym. To, na jaki wiek wyglądamy, zależy przecież od tego, jaki prowadzimy styl życia, jak się odżywiamy, czy się wysypiamy śpimy, czy sięgamy po używki, jakie są nasze codzienne rytuały pielęgnacyjne… To wszystko rzutuje na kondycję naszego największego organu - skóry. Bez wątpienia zdrowa skóra zawsze wygląda młodziej. I to powinien być podstawowy cel działań – zarówno z perspektywy konsumentki, jak też lekarza.

Czy po czterdziestce, bo to zazwyczaj jest ten moment, kiedy rzeczywiście mocniej zdajemy sobie sprawę z upływu czasu, warto zmienić nawyki pielęgnacyjne, fundować sobie coś ekstra? Czy to ten wiek, kiedy trzeba już zapisać się na spotkanie z lekarzem medycyny estetycznej? A może musztarda po obiedzie -  już na to za późno?

Nie ma oczywiście na to jednej i właściwej odpowiedzi. Bo wiek biologiczny i wiek skóry to dwie różne sprawy. Są czterdziestolatki, które wyglądają młodziej niż koleżanki kilka lat młodsze, co wynika z wspomnianego już przeze mnie stylu życia i tego, jak dbały o siebie do tej pory. Zatem tak naprawdę właściwe podejście to zdiagnozowanie potrzeb skóry i dobranie pielęgnacji pod konkretny przypadek. Tu na pewno kontakt ze specjalistą: lekarzem medycyny estetycznej lub doświadczonym kosmetologiem może być dobrym rozwiązaniem. Dzięki temu nie będziemy wyrzucać pieniędzy na przypadkowe pachnące kosmetyki w atrakcyjnych opakowaniach, które nie zadziałają skutecznie, ale znajdziemy odpowiednie produkty indywidualnie dobrane do kondycji skóry, by naprawdę wspomóc ją w regeneracji, ochronie i głębszej odnowie. Zdecydowanie wolę taką prewencję niż radykalne operacje plastyczne, które nie zawsze kończą się dobrym efektem.

Skoro już jesteśmy przy operacjach plastycznych, proszę powiedzieć jakie obecnie najchętniej wybierają kobiety?

To głównie zależy od wieku pacjentki. Panie w wieku 20-30 lat stawiają głównie na poprawę wyglądu piersi. Między 30 a 40 rokiem życia zauważam zainteresowanie operacjami wpływającymi na kontur ciała – stąd sporo osób decyduje się na liposukcję. Po 50-tce, 60-tce natomiast panie częściej decydują się na lifting twarzy. Z drugiej jednak strony widzimy w statystykach, że przybywa nam operacji piersi, nie spada zainteresowanie liposukcją, ale tych liftingów twarzy wykonujemy mniej. Dlaczego? To proste. Coraz młodsze osoby korzystają z zabiegów medycyny estetycznej takich, jak botoks, mezoterapia czy wypełniacze, a także wcześniej sięgają po intensywniej działające kosmetyki odmładzające skórę, stąd odsuwa się moment, kiedy naprawdę potrzebują liftingu.

Jak Pana zdaniem zweryfikować kompetencje specjalisty, do którego udajemy się, by poprawić wygląd?

Na pewno nie jest to łatwe. Rzeczywiście można ulec i w tej kwestii reklamie i marketingowi. Jednak ostatecznie powinniśmy zaufać wiedzy. Sprawdzić wykształcenie i doświadczenie tych osób, ich dorobek naukowy, dotychczasową praktykę, przyznane certyfikaty. Po drugie to, co jest szczególnie ważne w relacji lekarz-pacjent to zaufanie. Żaden profesjonalista nie składa przesadzonych obietnic, które są nie do osiągnięcia. Nie naciąga klientów na mnóstwo zabiegów, które w danym momencie czy dla tej konkretnej osoby nie są konieczne. Dopasowuje plan działania do możliwości konkretnej osoby, związanych z jej przyzwyczajeniami czy możliwościami finansowymi. I zawsze na pierwszym planie ma bezpieczeństwo pacjenta.

Lekarze zajmujący się medycyną estetyczną lub chirurgią plastyczną miewają nawyk, że patrzą na dowolną osobę i od razu przychodzi im do głowy myśl, co by tu można poprawić w jej wyglądzie? Pan również?

(Śmiech!) Często słyszę to pytanie. Moja żona, kiedy zaczynaliśmy się spotykać, mówiła mi czasem: „Co tak na mnie patrzysz?”. A ja przecież nie patrzyłem, co by w niej zmienić, tylko patrzyłem z miłością i zachwytem! Także, kiedy spotykam się z kimś na gruncie prywatnym, nie robię takiej „analizy”. Kiedy jednak ktoś przychodzi do mojego gabinetu z prośbą o konsultację, po dokładnym wywiadzie, poznaniu oczekiwań tej osoby i bazując na moim wieloletnim doświadczeniu, rekomenduję to, co moim zdaniem będzie dla niej najwłaściwsze. Moje podejście jest proste: poprawiać, nie zmieniać! To  drugie prawie nigdy się nie sprawdza zresztą.

Która zatem strategia Pana zdaniem sprawdza się lepiej: zaakceptować siebie z wszelkimi niedoskonałościami czy jednak skusić się na lepszą wersję samego siebie?

Wydaje mi się, że to nie jest pytanie „czy-czy”. Jak wszystko w życiu, warto gdzieś to zbalansować. Na pewno warto pracować nad pozytywnym postrzeganiem siebie i nie dążyć do totalnej perfekcji, bo takie nastawienie może nas zaprowadzić w ślepą uliczkę. Nie brak przecież osób, które uzależniają się od poprawek swojego wyglądu… i nie wiedzą, kiedy przestać. Dobry lekarz powinien umieć powiedzieć „nie”. Nie można traktować pacjentów w roli maszynek do zarabiania. Jeśli jednak coś w wyglądzie naprawdę nam przeszkadza, jest źródłem wielu kompleksów, sprawia, że nie możemy patrzeć w lustro, warto porozmawiać ze specjalistą i sprawdzić, jakie ma dla nas opcje. Czasem mała zmiana, robi wielką różnicę. Nie tylko dla wyglądu, ale przede wszystkim psychiki pacjenta.

Współpracuje Pan z marką Environ. Dlaczego mimo wspominanego kilkukrotnie sceptycyzmu wobec deklaracji marketingowych w świecie beauty zdecydował się Pan podjąć tę współpracę?

Jako młody lekarz trafiłem do szpitala w Kapsztadzie, w Republice Południowej Afryki. Pracowałem w jednej z bardziej znanych klinik chirurgii plastycznej. Tam poznałem wybitnego chirurga-plastyka dra Desmonda Fernandesa. Okazało się, że dr Fernandes nie tylko wierzy w moc chirurgii plastycznej, ale kosmetyki, które pierwotnie stworzył, by przyspieszać regenerację skóry po zabiegach. Kiedy opowiadał o kosmeceutykach Environ, byłem mocno sceptyczny, czy rzeczywiście mogą być aż tak dobre, jak przekonywał. Dr Fernandes docenił moją nieufność! Zaproponował mi przeprowadzenie niezależnych, niesponsorowanych badań nad tymi produktami. Byłem totalnie zaskoczony, kiedy zobaczyłem wyniki. Nareszcie trafiłem na produkty, które rzeczywiście są superskuteczne. Bez całej tej marketingowej otoczki, za to bazując na rzetelnych danych z badań. A ja jestem człowiekiem, który ufa nauce…

I rozumiem, że sam stał się Pan użytkownikiem marki Environ?

Nie tylko ja, ale cała moja rodzina, łącznie z 4-letnim synem.

Nie za wcześnie dla synka?

Serio, nie oszalałem! Jeśli ma Pani dzieci, na pewno po ich kąpieli, gdy były małe, aplikowała Pani jakiś balsam nawilżający na ich skórę. To ja robię podobnie, wybierając produkty ze sprawdzonymi składnikami, które są bezpieczne dla ich skóry i naprawdę dobrze na nią działają. Sam najchętniej sięgam po kosmetyki zawierające witaminę A. To dla mnie absolutnie kluczowy składnik w pielęgnacji. Inne składniki, które mają udowodnione działanie dla dobrej kondycji skóry, to peptydy, antyoksydanty i witamina C.

Jest Pan dziś medycznym doradcą marki Environ…

Tak. I bardzo to sobie cenię. Na dobry wygląd pracujemy każdego dnia. Nawet jeśli korzysta się regularnie z zabiegów medycyny estetycznej, to ważna jest przecież codzienna pielęgnacja. Każda z linii kosmeceutyków Environ zanim wejdzie na rynek przechodzi rzetelne, bardzo wyspecjalizowane badania. Produkty Environ cechuje wysoka zawartość składników aktywnych zamkniętych w formuły, które pozwalają im przenikać barierę skórno-naskórkową. Kosmetyki mają niski potencjał alergiczny, który wynika z minimalnej zawartości konserwantów, zapachów i środków koloryzujących. Te kosmetyki naprawdę sprawiają, że skóra wygląda zdrowo i młodo. A o to przecież chodzi, prawda?

Dziękuję za rozmowę
Lidia Lewandowska, Wirtualne Kosmetyki

# Wywiady i opinie
 reklama