Mocną stroną polskich kosmetyków jest niewątpliwie stosunek jakości do ceny, ale nasze marki potrafią się przebić z ofertą głównie dzięki kreatywności oraz elastyczności, w tym gotowości do dopasowania się do lokalnych potrzeb, dobrym przykładem jest choćby dopasowanie kosmetyków do wymogów państw muzułmańskich.
Polskie marki, w szczególności młode brandy takie jak BodyBoom, odwołują się do ekologii i naturalności, i tutaj w sukurs polskim producentom przychodzi wzrastająca globalnie świadomość konsumentów i ich zwrot ku naturze oraz naturalnym kosmetykom.
Naszym plusem jest również doskonałe rozeznanie w nowych kanałach komunikacji, zdolność do ich kreatywnego wykorzystywania. Potencjał dla rozwoju polskiej marki kosmetycznej niewątpliwie istnieje, chociaż wstrzymałabym się jeszcze z twierdzeniem, iż udało nam się odczarować „Made in Poland”.
Oczywiście uruchomiony program promocji branży kosmetycznej, który pomaga przedsiębiorcom w ekspansji zagranicznej na perspektywiczne rynki pozaunijne, czy możliwość szerszego rozwijania skrzydeł, dzięki programom typu „Go to brand” na pewno jest dobrym kierunkiem działania. Bez wsparcia z zewnątrz wiele małych firm nie miałoby szans, by pokazać się z ofertę poza granicami Polski. Są to jednak projekty w głównej mierze skierowana na odbiorców B2B.
Brakuje przemyślanej komunikacji adresowanej do użytkowników końcowych. Potwierdzają to nasze doświadczenia eksportowe – wśród kupców, partnerów B2B polskie marki cieszą się dobrą renomą. Cenią nas za jakość kosmetyków, ale również za rzetelność, profesjonalizm i dużą elastyczność działania. Trudno jednak mówić o istniejącej renomie polskich kosmetyków wśród odbiorców końcowych.
Nawet w przypadku konsumentów z Azji, gdzie dostrzegamy dużą otwartość na polskie kosmetyki, wynika to głównie z zalet samych produktów – wysokiej jakość, naturalnego składu i faktu, że jesteśmy producentami z Europy, a nie konkretnie – firmami z Polski.
Oczywiście przy tak wielu markach istniejących na polskim rynku, z czego znaczna część to marki selektywne, trafiające w konkretną niszę, niełatwo jest wybrać kilka wspólnych cech, na których oprze się komunikacja P-Beauty, ale nie wątpię, że mamy do opowiedzenia wiele historii, które przemówią do konsumenta i że warto również sięgnąć do historii, choćby przypominając początki marki Max Factor i jej twórcę Maksymiliana Faktorowicza czy urodzoną w Krakowie Helenę Rubinstein.
Polecamy:
Niemcy już promują G-Beauty. Pytanie, czy nie czas na P-Beauty?