Moda na brzydotę czy ucieczka od niemożliwego?

Moda na brzydotę czy ucieczka od niemożliwego?

Awantura o słowa Agnieszki Kaczorowskiej, która sugerowała w swoim poście, by nie epatować „brzydotą” na social mediach, obrazuje kilka zjawisk. Odklejenie od rzeczywistości celebrytek. Brak zrozumienia, że coś się przez ostatnie lata na tym świecie zmieniło. Że od nadmiaru lukru wielu z nas robiło się niedobrze…

Współczesne kobiety mówią zdecydowane i wyraźne „nie” wszelkim opresjom i wbijaniu je w dyktat, jak mają wyglądać (i że przede wszystkim mają wyglądać!). Kult piękna, a w zasadzie kult jedynie obowiązującego wzorca piękna, stał się nieaktualny. Podobnie jak próby dyskredytowania nurtu #bodypositive poprzez zestawianie go z hasłami „zaniedbania”, „zapuszczenia”, „nadwagi”. To uproszczenie stosowane jak cep na niegrzeczne dziewczynki, które odważyły się sprzeciwić obsesji doskonałości.

Przefiltrowane

Przez lata Instagram był utożsamiany z pięknymi obrazkami. Z setek strzelanych zdjęć, do publikacji trafiało to najlepsze, przefiltrowane i zmodyfikowane aplikacjami do retuszowania. Widać było rosnące uzależnienie dużej grupy użytkowników serwisu od lajków, serduszek, ilości znajomych i komentarzy. Celebrytki opanowały to medium dla czerpania dochodów, reklamując setki produktów. Budowane to było na fundamentach własnej perfekcyjności i obrazkach idealnego życia, do którego wizji zwykłe zjadaczki chleba mogły tylko westchnąć. Kręciło się, kręciło i może kręciłoby się nadal, ale coś się zmieniło, coś pękło…

Zmiana, zmiana

Oczywiście jest grupa odbiorców, która będzie ekstatycznie podziwiać kolejne idealne zdjęcie celebrytki czy influencerki, a w komentarzach pytać: „skąd sweterek?”. Znacząco jednak urosła w siłę grupa świadomych odbiorców społecznościówek. Osób nie dających się nabrać na instagramowy kit, filtr, wciskanie reklamy i pseudorozwojowe napuszone hasła motywacyjne. Zmienia się coś również generacyjnie. O ile konta dzisiejszych 40-latków plus otwarte są dla szerokiej publiczności, a „znajomych” często można liczyć w setkach, to „zetki” postawiły tej pseudopopularności tamę. Ich konta są najczęściej prywatne, ograniczone do prawdziwego, wąskiego raczej, grona znajomych, a publikowane treści i zdjęcia niewiele mają z landrynkową wersją piękna. Poczucie estetyki młodych osób dalekie jest od estetyki promowanej przez Agnieszkę Kaczorowską…

Jestem sobą, jestem piękna

Konsumentki już od jakiegoś czasu dawały odczuć, że mierzi je narzucany kult piękna i młodości. Kultura obrazkowa, w której najwyższą wartością były szczupłość, młodość, idealne piękno. Bo przecież czego, jak czego, ale nie wybieramy sobie ciała, czas też płynie tylko w jedną stronę... Rodzimy się różne, zmieniamy się z wiekiem - i to właśnie różnorodność jest wartością, a nie sztanca. Tymczasem w pogoni za idealnością niektóre kobiety korzystały bez umiaru z osiągnięć medycyny estetycznej i chirurgii plastycznej, by zbliżyć się do wzorca quasi-Barbie i kobiety-bez-wieku.

W stronę samoakceptacji

Czy przed nami więc jakaś beauty-wersja wojny postu z karnawałem? Z jednej strony zabiegania o piękny wygląd wszelkimi dostępnymi narzędziami, z drugiej zaś „zaniedbanie się” i kompletny brak zainteresowania powierzchownością? Chyba nie. Jest i trzecia droga. Samoakceptacja dla tego, jakie jesteśmy, ile mamy lat, z jakim nosem się urodziłyśmy i jaki brzuch został nam po ciąży, ale dbanie o siebie - dla siebie samych. Kosmetyki są naszymi sojusznikami, by zatroszczyć się o ciało, zrobić makijaż (kiedy mamy na to ochotę), zrelaksować się w domowym spa… Konsumentki przestają jednak demonizować zmarszczki, cellulit czy zbyt małe usta… Akcent przenosi się też z tego, jak wyglądamy na to, kim jesteśmy, co robimy, co mamy do powiedzenia… I tym jest właśnie #bodypositive, a nie obśmiewaną przez estetki wizją mody na brzydotę.

Ucieczka od perfekcji

Ta ucieczka od perfekcji może być wyjątkowo korzystna dla psychiki kobiet. Szczególnie tych młodych, nastolatek, które w naturalny sposób mają więcej kompleksów, są wrażliwe na krytykę i dopiero budują obraz samych siebie. Najczęściej mocno niekorzystny, o czym przekonują badania, z których wynika, że młode Polki są szczególnie wobec siebie krytyczne i niezadowolone z wyglądu. To, jak toksyczne bywają obrazki perfekcji i pogoń za lajkami, pokazała niedawno w kolejnej kampanii społecznej marka Dove. Sporo innych marek, szczególnie tych stworzonych w ciągu ostatnich 5 lat, od samego początku stawiało na inny przekaz niż lukrowane piękno i narzucanie kobietom tego, jak bardzo mają się starać, by być najlepszą wersją samych siebie. Więcej było raczej wsparcia, kobiecej solidarności, zdrowego dystansu do wszelkich „must”… I to ma sens, byśmy wszystkie od tego nad-piękna i nad-perfekcji nie zwariowały. Bo każda z nas miewa gorsze dni, słabsze okresy w życiu, chwile, kiedy zwyczajnie nie chce nam się wyglądać jak milion dolarów. Czy wyglądać w ogóle. I mamy do tego święte prawo.

Coś więcej

Tę społeczną zmianę czują najwięksi. I najwięksi maja też najlepsze narzędzia, by wzmacniać pozytywne trendy. Nie przypadkiem w ostatnich latach pojawiały się produkcje, w których choćby postawiono tamę ageyzmowi (np. genialny serial „Frankie i Grace”). Nie przypadkiem Kate Winslet nie życzy sobie retuszowania jej zdjęć czy „wyszczuplania” na ekranie. Nie przypadkiem tylko doskonałe aktorki, nawet jeśli nie są klasycznymi pięknościami, zapisują się w historii kina, przywołując choćby Meryl Streep czy Frances McDormand. Wszystkich nas definiuje zresztą coś więcej niż  wygląd. I pewnie wielu z nas czuje, że ma w życiu do zrobienia coś więcej niż tylko zabiegać, by wyglądać jak najlepiej...

Czy wkraczamy w erę piękna bez wypaczeń, nadużyć, obsesji? Wszystko na to wskazuje. Wszelkie nakazy i dyktaty najlepiej punktuje ironia. Tak jak zrobiła to Katarzyna Nosowska w odpowiedzi na post Agnieszki Kaczorowskiej - w zasadzie tylko ją cytując. Balonik infantylnych mądrości został przekłuty.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Nosowska (@nosowska.official)

Lidia Lewandowska, Wirtualne Kosmetyki

# Raporty tematyczne
 reklama