Pokazanie się klientom B2B stworzyło potencjał, jakiego nie byłoby, gdybyśmy do Bolonii nie przyjechali. Mamy świadomość, że to dopiero pierwszy maleńki krok - pierwsza jaskółka wiosny nie czyni, ale odbieramy nasz udział bardzo pozytywnie. Pomimo małego portfolio i skromnego stoiska (chociaż zdaniem odwiedzających bardzo ładnego) sporo firm było zainteresowanych naszym konceptem - i były to osoby z kompletnie różnorodnych krańców świata.
To dla nas była możliwość obejrzenia produktów pieczołowicie przez nas stworzonych w oczach osób z innych kręgów kulturowych, z różnym bagażem oczekiwań i poczucia smaku, estetyki, problemów skórnych w danej strefie geograficznej, czy typowych dla danej rasy.
Jako MELLI care byliśmy w Bolonii po raz pierwszy, natomiast znam te tragi dosyć dobrze, ponieważ przez wiele lat przyjeżdżałam na Cosmoprof służbowo. Jedno się nie zmienia – jest tu mekka światka kosmetycznego. Tutaj się przyjeżdża dla podtrzymania relacji, dla orientacji, co nowego w branży piszczy, jakie nowe marki i produkty się pojawiły na rynku oraz dla stworzenia sobie potencjału spotkania ewentualnego odbiorcy. Zarówno kupca z sieci, jak i hurtownika z kanału tradycyjnego.
Dla mnie osobiście zaskoczeniem była hala Cosmoprime i marki w założeniu selektywne, chociaż nie tylko takie tam znalazłam oraz spora hala Green&Organic, w której z założenia miały znaleźć się marki kosmetyków organicznych, czy chociaż naturalnych.
Ciekawe było to, że nie wszystkie marki, jakie tam się znalazły mają w 100% produkty naturalne. Wydaje mi się, że zjawisko greenwashingu wyraźnie było tam obecne.
My wystawiliśmy się w pawilonie narodowym z kilku względów. Po pierwsze trzymamy się linii promocji jako marki polskiej, po drugie poszukiwaliśmy klientów biznesowych,a nie konsumentów, którzy mogliby jednorazowo dokonać zakupu na naszym stoisku.
Kolejne spostrzeżenie mamy takie, iż naszych polskich (i nie tylko) tuzów było mniej, niż zazwyczaj. Pytanie, czy tak dobrze rozwinęli dystrybucję swoich marek za granicą, że nie potrzebują promocji marki na tych targach i nie zależy im na budowaniu relacji z odbiorcami podczas tych 4 dni, czy przenieśli się do kanału online i idea obecności na targach powolutku schodzi na drugi plan? Bardzo ciekawe to dla nas zjawisko i będziemy je obserwować, bo fajnie jest uczyć się od tych bardziej doświadczonych marek. Natomiast uważamy, że dla nowej młodej marki bycie na Cosmoprof otwiera wiele możliwości, na przykład bardzo zaskoczeni byliśmy ilością zapytań o produkcję private label.
Mocną stroną targów jest fakt, że na Cosmoprof można spotkać potencjalnych klientów nie tylko z Europy, ale z całego świata. Magia targów w Bolonii niezmiennie trwa od lat i przyjeżdża tu naprawdę wielu profesjonalistów poszukujących nowości. W jednym miejscu taka różnorodność: każdy znajdzie coś dla swojego biznesu. Dla nas, Europejczyków to też w sumie znośna odległość. Po wojażach do Japonii wyjazd do Włoch wydawał się bułką z masłem, przynajmniej logistycznie.
Zdecydowanie słabą stroną są nadal koszty. W naszym przypadku korzystaliśmy z dofinansowania, realizacja zadań którego to dla nas nie lada wyzwanie, również finansowe, ponieważ to nie wygląda tak, że dostajemy pieniądze na wydanie i lekką ręką je wydajemy.
Pomimo przewidywanej zaliczki założyliśmy wszystkie koszty z własnej kieszeni i czekamy na refundację tych kosztów. Bolą zatem komentarze wystawców z Niemiec czy Francji, że polscy wystawcy obrandowani panelami Polskiej Gospodarki szerokim gestem inwestowali w bizantyjski wystrój stoisk na koszt Unii Europejskiej. Zawsze podkreślałam i będę podkreślać dalej, że ta sama kwota podarowana Polakom i naszym sąsiadom zostanie zgoła inaczej wykorzystana, bardziej efektywnie i efektownie.
Bardzo fajnie wyglądały polskie stoiska, te większe, i te mniejsze. O to przecież chodzi, że zanim zapytamy o cenę, to "kupujemy oczami" i jest impulsywna reakcja: albo coś się podoba i jest szansa na dalsze rozmowy o cenie i warunkach współpracy, albo produkt jest na pierwszy rzut oka nieatrakcyjny i nawet nikt do stoiska nie podejdzie: -)
Dzisiaj wyprodukować można wszystko, pytanie jaki jest pomysł na wypromowanie swojej marki. Zakładając w planach sprzedaż eksportową od początku trzeba przewidywać, czy nazwa marki, nazwy produktów, obcojęzyczne etykiety są przystosowane na rynki, którymi jesteśmy zainteresowani. Wejście na obce rynki do szerokiej dystrybucji to ogromne koszty, skala produkcji, dodatkowe certyfikacje, jeśli mówimy o pozaeuropejskich rynkach, logistyka, elastyczność.
Na przykład obecny szum wokół plastikowych opakowań będzie nie lada wyzwaniem dla polskich producentów. Zwolennicy zero waste mają rację, że szklane opakowania są lepsze od plastiku, ale znacznie podnoszą koszty logistyczne, ubezpieczenia transportu na wypadek uszkodzenia opakowań w drodze do klienta.
Podnoszą koszt produktu, przez co nie jesteśmy już tak atrakcyjni dla rynków odległych, jak by się wydawało. Dwa aspekty: finanse i kreatywność są niezbędne. W naszym przypadku bardzo ciężko byłoby bez dofinansowania ze środków unijnych w ogóle startować, chociaż nawet z dofinansowaniem nie jest nam łatwo. Tu się przydaje polska cecha narodowa, czyli kreatywność i elastyczność. Jesteśmy chłonni wiedzy, obserwujemy trendy, mamy swoje pomysły, korzystamy z dobrodziejstw natury i wspieramy się wiedzą jednostek badawczych, szukamy źródeł finansowania. Powstaje z tego mix, który przydaje się w budowaniu strategii eksportowej.
Największe zdziwienie związane z tegoroczną edycją targów dotyczy faktu, że nastąpiło takie rozdrobnienie rynku. Kiedyś wystawiały się duże firmy, dzisiaj już nie. Było sporo małych firm nie tylko z Polski, ale z Europy, Stanów Zjednoczonych, Korei. Co drugi wystawca oferował produkcję private label, czyli producenci kładą nacisk nie tylko na kreowanie i rozwój swoich marek, ale bardzo chętnie wykonują zlecenia dla innych brandów. W związku z tym dostawcy opakowań, surowców, etykiet podchodzą bardziej elastycznie do ilości oferowanych jednostek.
To z jednej strony bardzo fajne, bo obniża próg wejścia na rynek z nową marką, ale sprzyja też powstawaniu marek nijakich, kopii już istniejących, powielaniu designu i całej identyfikacji wizualnej marek.
Trochę taki bazar się zrobił na rynku i to było dla nas bardzo widoczne, przede wszystkim w hali Green&Organic. Z drugiej strony były perełki, przemyślane produkty, spójne w identyfikacji koncepty, bardzo pomysłowe stoiska, które zapadły w pamięć.