Jesteśmy obecni na 16 rynkach. Najbardziej istotne są rynki europejskie, ze względu na brak barier wejścia, podobną mentalność konsumentów i wspólne uwarunkowania prawne (rynki EU). W ostatnim czasie wprowadziliśmy nasze produkty na rynek USA i Kanady i te rynki umieściłbym obecnie w zbiorze rynków strefy marzeń. Mamy świadomość, jak złożonym projektem jest budowanie obecności na tak odległych rynkach, dlatego na razie traktujemy oba jako marzenia dopiero możliwe do urzeczywistniania.
Jesteśmy marką budującą w pewnym zakresie komunikację na dowcipie i humorze. Tego typu komunikacja nie jest prosta na rynkach zagranicznych. Żarty wymagają wiele pracy, aby były zrozumiałe i śmieszne dla konsumentów z innych kulturowo rynków. Ku naszemu zdziwieniu dwa rynki okazały się dla nas niezwykle przychylne: są to Finlandia i Estonia. Jest to o tyle ciekawe, że oba kraje są relatywnie blisko, nie tylko w aspekcie geograficznym, ale też mentalnym. Nigdy nie postawiłbym na te właśnie rynki, a jednak życie, jak widać, zaskakuje. Pracujemy obecnie nad kolejnym rynkiem tego regionu i mam nadzieję już wkrótce zobaczymy rezultaty naszych działań.
Kraj pochodzenia czy marka? To zależy od tego o jakich konsumentach mówimy. Są kraje, gdzie miejsce pochodzenia produktu/marki jest niezwykle ważne. Takimi rynkami są, m. in. Niemcy czy Francja. Ogólnie polskie pochodzenie kosmetyku na pewno nie pomaga, a czasem aktywie przeszkadza. Stereotypy są silne i istnieją od lat. Polska nie łączy się w stereotypowym myśleniu z dobrymi kosmetykami. To co udało się Korei, nie jest dla nas możliwe (nie zbudujemy nowego przekonania). Podsumowując, jako człowiek sprzedający polskie kosmetyki, spotykam raczej neutralne lub negatywne podejście do polskiego miejsca produkcji. Są oczywiście wyjątki, gdzie fakt, że jesteśmy z Polski może być atutem, ale to nie zdarza się często. A jeśli mówimy o rynkach globalnych, to z całą pewnością żadna polska marka nie istnieje w świadomości konsumentów (nie chcę po raz kolejny słuchać historii o sklepie polskiej marki w Nowym Jorku).
Targi? W naszym regionie TYLKO Bolonia Cosmoprof. I nic więcej. Reszta to strata kasy i czasu. Największy sukces eksportowy LaQ? Jak dotąd wejście do Finlandii.
Najtrudniejszym wyzwaniem w eksporcie są pieniądze. Aby zbudować eksport trzeba mieć mnóstwo zasobów, które bez żalu można stracić. Prawdziwe mnóstwo pieniędzy! Polskie marki są w stosunku do globalnych biedne jak mysz kościelna. I proszę mi nie mówić o dużych polskich markach. One są biedne na dwa sposoby: brak im prawdziwej kasy i brak im horyzontów myślowych. Są po prostu bogatszymi firmami z lat dziewięćdziesiątych z tą samą mentalnością, jaką mają od początku swojego istnienia. Moim zdaniem żadna polska marka nie odniosła globalnego sukcesu.
Nie widzę szansy na wypromowanie PL-Beauty. Jest to niemożliwe ze względów politycznych. Politycy działają w trybie kadencyjnym i nie interesują ich projekty długofalowe, rozłożone na lata. Polski przemysł nie zjednoczy się, bo jesteśmy konkurentami i mamy różne wielkości. Taki projekt wymagałby ogromnych pieniędzy oraz znakomitych pomysłów. Pomysły są w zasięgu naszych możliwości, ale budżetu na te działania nie będzie. Nawet gdyby był, to jeśli zrobimy to w taki sposób, jak wygląda marketing większości polskich firm, to stracimy tylko kasę i wstydu sobie narobimy.