Delia Cosmetics, Cosmoprof Bolonia 2018: Eksport wymaga elastyczności, a nad markami warto konsekwentnie pracować mimo silnej presji marży

Delia Cosmetics, Cosmoprof Bolonia 2018: Eksport wymaga elastyczności, a nad markami warto konsekwentnie pracować mimo silnej presji marży

Małgorzata Włodarczyk, pełnomocnik zarządu ds. rozwoju Delia Cosmetics: W  Bolonii wystawiamy się nieprzerwanie od 2006 roku i pamiętamy pionierskie czasy, kiedy polska ekspozycja wyglądała znacznie skromniej.

Na naszym stoisku wystawiamy się zarówno z naszymi flagowymi markami, jak również jako producent private label. Początkowo planowaliśmy rozdzielenie tych części biznesu na dwa osobne standy, ale z uwagi na remont różnych hal i rozmaite kwestie organizacyjne, zdecydowaliśmy się na jedną wspólną powierzchnię. Ma to na pewno ten atut, że lepiej oddaje skalę i możliwości firmy. Poza tym nasze stoisko jest bardzo wygodnie zaaranżowane, duże, można tu jednocześnie prowadzić w komfortowych warunkach kilka handlowych rozmów jednocześnie.

Aleksandra Kubala, specjalista ds. eksportu: Bolonia wyewoluowała, chciałoby się powiedzieć niestety, raczej w miejsce spotkań z dotychczasowymi klientami niż miejsce, gdzie wciąż rekrutuje się nowych odbiorców. Taki stan rzeczy utrzymuje się już od dwóch lat. Z drugiej strony na pewno atutem Bolonii jest to, że można się tu spotkać ze wszystkimi, co jest łatwiejsze niż spotkania na tak wielu rynkach, na których jesteśmy. Tu mamy możliwość załatwienia wszystkich istotnych biznesowych kwestii przez trzy dni. Organizujemy więc zawczasu spotkania na czas targów, klienci nas odwiedzają, budujemy i zacieśniamy relacje… To dobrze, kiedy ma się od czasu do czasu możliwość kontaktu face to face, a nie jak na co dzień – mailowo…  Poza tym większość odbiorców wie dobrze, że u nas na stoisku są pyszne polskie śliwki w czekoladzie i chętnie do nas na te śliwki wpadają. (śmiech)

Małgorzata Włodarczyk: Biznes naszej firmy równoważą trzy filary: sprzedaż naszych marek w Polsce, eksport i produkcja kontraktowa. Układa się to mniej więcej po 1/3 na każdą część biznesu. Zależy nam bardzo żeby to właśnie eksport wciąż u nas wzmacniać, to jest wiodący kierunek naszej strategii…

Renata Ciszewska, dyrektor marketingu: Jesteśmy z naszymi markami obecni na wielu rynkach. Kluczowa jest wciąż dla nas Europa. Kierunek – zachodni. Marka silna w eksporcie? To zdecydowanie Cameleo. I henny. Konkurencja na półce produktów z kosmetykami do włosów jest bardzo trudna. W eksporcie udało nam się stać alternatywą dla marek koncernowych, w Polsce musimy jeszcze nad tym popracować. (śmiech)

Dlaczego to wyszło w eksporcie? Byliśmy i jesteśmy bardzo konsekwentni w pracy nad tą marką i poszerzaniem jej dystrybucji. Dział eksportu wykonał tu kawał dobrej pracy, a my ich marketingowo wspomagamy najlepiej, jak możemy. Teraz to zaczyna procentować, z czego oczywiście bardzo się cieszymy.

Nie ma dwóch takich samych rynków. Każdy jest trochę inaczej poukładany, inne są preferencje konsumentów czy choćby sklepowa półka. To specyfika rynku, dystrybutora, rozmaitych czynników, które warunkują sprzedaż. Eksport wymaga elastyczności. Tak sobie myślę, że polski rynek jest może łatwiejszy, bo pewne ścieżki mamy na nim przetarte, a w eksporcie tych ścieżek szukamy, ale przy okazji otwieramy się na nowe pomysły, nowe możliwości, działamy na wielu frontach. Na nudę narzekać tu nie można!

Małgorzata Włodarczyk: Renata zasygnalizowała wcześniej nasz wiodący produkt pod marką Delia Cosmetics – hennę. W kategorii kosmetyków do brwi mamy bardzo mocną pozycję. W Polsce najlepiej sprzedaje się henna w proszku, ale są kraje, gdzie sprzedaje się wyłącznie henna w kremie lub w żelu. I to ten zdawałoby się drobny produkt jest rewelacyjnie postrzegany pod różnymi szerokościami geograficznymi.

Czy te targi można traktować jak miejsce do inspiracji w kreowaniu produktów…? Wydaje mi się, że pod tym względem ciekawiej jest jednak w Hongkongu. Takim zawodowym smutkiem napawa mnie jednak fakt, że patrząc po różnych stoiskach i halach, w tym biznesie coraz mniej liczą się marki. Niestety. Brand przestaje mieć znaczenie. Są wyłącznie produkty. Wyznacznikiem staje się marża  – trochę to przerażające dla mnie, człowieka marketingu. Chciałabym, by to było zjawisko chwilowe i by marka doczekała się jakiegoś swoistego renesansu.

Renata Ciszewska: Mam nadzieję, że to jest jednak krótkotrwały czas, kiedy rzeczywiście marka wydaje się być w pewnej defensywie. Rzeczywiście jest tak, że dla dystrybutorów/kupców marża ma znaczenie pierwszorzędne, ale przecież pozostaje jeszcze konsument. Dla niego jednak marka jest jakimś komunikatem, czasem nawet – nie bójmy się tego słowa - pewną wartością. To konsument podejmuje kluczową decyzję, wybierając produkt z półki. Inna sprawa, jak ta półka będzie przez kupców zbudowana…? Ile miejsca zajmą na niej marki własne sieci…? Zobaczymy, w którym kierunku to pójdzie. Chcę wierzyć, że trzeba po prostu robić swoje. Uczciwie. Dobrze. Konsekwentnie.

Małgorzata Włodarczyk: I tak też robimy… Tutaj w Bolonii nasza firma rozpoczyna celebrację 20-lecia istnienia na rynku. Przez ten czas wiele nam się udało osiągnąć. Chcemy coraz lepiej komunikować się z naszymi konsumentkami. Tworzyć z nimi pewną wspólną przestrzeń. Być blisko. Odpowiadać na ich rzeczywiste potrzeby. W tej chwili pracujemy nad rozwojem kategorii pielęgnacji twarzy, ale za wcześnie by zdradzać szczegóły…

Renata Ciszewska: To może zamiast o tym, co będzie, powiemy, o tym, co już się stało i dobrze przyjęło. Wprowadziliśmy linię naturalną w Cameleo. Ustawicznie rozwijamy niszowy segment, w którym jako marka bardzo dobrze się czujemy – produkty do koloryzacji męskiej. Nasz odsiwiacz, który mamy od lat na półce w Rossmannie, sprzedaje się bardzo stabilnie, a wcale nie jest to produkt wyjątkowo tani. Zresztą moda na produkty dla mężczyzn dopiero się  u nas rozkręca, a w eksporcie, zwłaszcza na rynkach zachodnich i południowych, mamy z męskim Cameleo naprawdę wiele powodów do dumy… W Polsce widzę bardzo dobre perspektywy do rozwoju tego brandu. Nawet nazwa go broni, a to też może warunkować wybór przy półce...; -)

Małgorzata Włodarczyk: Podsumowując: eksport jest zdecydowanie naszym strategicznym celem, który będziemy w kolejnych latach mocno rozwijać. Nie korzystamy z żadnego dofinansowania eksportowego. Trochę nad tym ubolewam, bo dofinansowanie w wysokości 70% kosztów brzmi dobrze, ale też zdaję sobie sprawę, że procedura rozliczeń jest tak obciążająca, że może w sumie nie ma tego złego…? Nasze działania eksportowe finansujemy zatem ze środków własnych. Zdajemy sobie sprawę, że to kosztuje, i to niemało. Te inwestycje mają jednak dobre perspektywy zwrotu.

opr. Lidia Lewandowska, Wirtualne Kosmetyki

# Eksport
 reklama