Wojna i kosmetyki - czas solidarności z Ukrainą

Wojna i kosmetyki - czas solidarności z Ukrainą

Gdy wydawało się, że wychodzimy powoli z kryzysu covidowego, 24 lutego nad ranem Rosja zaatakowała Ukrainę. Nie jest to żaden lokalny konflikt czy kryzys. To jest wojna.

Nie sposób było przejść do normalnego życia, biznesu as usual. Wszyscy wstrzymaliśmy oddech.

Branża kosmetyczna również na te dramatyczne wydarzenia reaguje. Od czwartkowego południa na social mediach wielu marek kosmetycznych pojawia się wiele gestów solidarności z Ukrainą. Firmy organizują pomoc samodzielnie lub wspierając duże organizacje. Okazujemy (nie po raz pierwszy) wielkie serce.

Razem z Ukrainą

Temat ukraiński zaczął żyć niemal od pierwszych chwil po inwazji w mediach społecznościowych marek kosmetycznych. Posty w niebiesko-żółtych kolorach, słowa wsparcia, empatii, żalu. Najszybciej zareagowały stosunkowo młode marki. Bez kalkulacji, bez wielokrotnych konsultacji z prezesem „czy coś dajemy w temacie czy czekamy???”. Lista jest długa, ale podamy kilka konkretnych przykładów. Yope, Mokosh, Laq – te firmy zareagowały błyskawicznie. Była w ich postach solidarność z narodem ukraińskim, współpracownikami, partnerami biznesowymi na Ukrainie. Szybko zaczęły dochodzić do tego zbiórki na pomoc Ukrainie. Z taką inicjatywą natychmiast wystąpiły, oprócz wspomnianych, m. in. Clochee, Nou Parfume, Anwen, Bioetiq, Asoa, kilka internetowych perfumerii, przeznaczając cały dochód ze sprzedaży w określonym terminie na cele charytatywne, a właścicielka marki Cherry Soap zadeklarowała, że pracuje pro bono do odwołania. Sylveco to firma zlokalizowana 100 km od granicy - ta bliskość i naoczność sytuacji również sprawiła, że pomoc została zorganizowana ekspresowo, zarówno w postaci przekazywanych produktów potrzebującym, jak też wpłat dla kilku dużych organizacji, jak PAH, Czerwony Krzyż i Caritas.

Z każdą kolejną godziną, z każdym kolejnym dniem akcje zbiórek produktów, wpłat na konta fundacji czy bezpośredniego zaangażowania w pomoc nabierały rozpędu. Lawina dobra ruszyła z wielką mocą!

Naprawdę rosło mi rozdarte serce, jeśli mogę użyć tak karkołomnej metafory, kiedy repostowałam na Instagramie Wirtualnych Kosmetyków wszystkie życzliwe posty marek kosmetycznych czy osób bezpośrednio nimi zarządzających. Niezawodna jak zwykle była Dorota Soszyńska, współwłaścicielka Oceanic – na jej osobistym koncie krótko po rosyjskiej inwazji pojawiły się posty solidarności z Ukrainą, podobnie zresztą, jak na wszystkich kontach społecznościowych marek należących do Oceanic. Natomiast przy samej siedzibie firmy, w Sopocie, obok flagi polskiej i tej z logo firmy, załopotała flaga ukraińska. Joanna Zgajewska, współwłaścicielka marki Basic Lab, dziękując za urodzinowe życzenia, odniosła się bezpośrednio do tragedii, która tego dnia spadła na Ukrainę... Podobne osobiste wystąpienia miały, m. in. Magda Wolińska, właścicielka marki Mawawo czy Aleksandra Lemmle i Elżbieta Karwik z Be The Sky Girl. Wiem, że w taki mroczny czas trudno znaleźć właściwe słowa, ale najważniejsze jest, by przekazać pierwiastek dobra dalej. Razem możemy więcej!

Proste gesty mają wielkie znaczenie. Szczególnie, gdy na swoje marki nie chcecie patrzeć jak na zbiór kosmetyków, ale zbiór pewnych wartości. To wyklucza obojętność i kunktatorstwo.

Fala dobra

Polacy okazują niebywałe serce przyjaciołom zza wschodniej granicy dotkniętym niewyobrażalną tragedią. Firmy kosmetyczne z każdym kolejnym dniem wojny przekazują coraz bardziej dopracowane w szczegółach, często nastawione na dłuższy czas niż jednorazowa akcja, plany działania.

Ta pomoc musi być kontynuowana. Zdecydowanie najwięcej Ukraińców właśnie w naszym państwie szuka bezpiecznej przystani, a jeśli wojna będzie trwać, nie będą to już setki tysięcy, ale być może miliony uchodźców.  

Poruszył mnie mocno post firmy Inglot z Przemyśla – miasta, które leży tuż przy granicy, z którego nadają dziennikarze największych światowych stacji CNN czy BBC, relacjonując falę uchodźców napływającą do Polski.

Inglot zamieścił w social mediach ogłoszenie w języku ukraińskim, że w związku z ciężką sytuacją w Ukrainie, umożliwia osobom przybywającym z tego kraju maksymalnie skrócony proces rekrutacyjny, a także całkowite pokrycie opłat mieszkaniowych za pierwszy miesiąc po zatrudnieniu.

Tego typu pomoc będzie również super ważna. I powinna być inspiracją dla działów HR innych firm, by w tym kierunku również organizować działania, które będą klasycznym win-win dla obu stron. Zresztą już teraz mnóstwo firm zatrudnia osoby z Ukrainy, bez których i tak mielibyśmy potężny problem, bo w Polsce w niektórych branżach brakuje rąk do pracy. Teraz firmy na różne sposoby organizują pomoc i wsparcie dla tychże osób i ich rodzin - starając się nierzadko bezpiecznie sprowadzić bliskich swoich pracowników z Ukrainy w ogniu.

W tej chwili zdecydowana większość producentów i sieci handlowych organizuje pomoc dla uchodźców, dla swoich ukraińskich pracowników i ich rodzin, dla NGO'sów, które dniami i nocami działają na granicy. Dziś wielu z nas jest wolontariuszami. To jest prawdziwy ocean dobra i miłości. Absolutnie celująco zdany egzamin z solidarności. Przywracający wiarę w człowieczeństwo w ten okrutny czas.

Wciskamy pauzę (lub wrzucamy na szósty bieg)

Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy. Wybuch wojny na pewno nie jest dniem jak zwykle. Zwyczajnie nie wypada wrzucać humorystycznych treści na sociale czy organizować radosnych live’ów, udając, że nie dzieje się nic. Warto również spojrzeć, co publikują ambasadorki marek, by nie zderzyć się ze zmasowaną krytyką. Tym razem udało się uniknąć tego typu kryzysu, choć jedna z celebrytek, podróżująca bezustannie po świecie, często promująca rozmaite kosmetyki, oberwała od internautów za zdjęcie opalonej pupy pod palmą i radosne bla-bla-bla, kiedy pierwsze bomby spadały na Kijów. Na głupotę nie ma jak widać ratunku…

Nawet jeśli kosmetyki są dalekie od polityki, to czasem ta wielka polityka przenika biznes piękna. I pozostaje kwestia ludzkiej przyzwoitości. Jak tu rozprawiać o kremach, gdy tak blisko nas dzieje się rzecz straszna? Firmy – słusznie – zdecydowały się odwoływać zapowiedziane już wydarzenia na social mediach. Na wyciszenie w tych pierwszych dniach postawiły, m. in. Resibo, Arkana czy Sensum Mare. Na kosmetyczną pauzę zdecydowały się też niektóre influencerki kosmetyczne, jak PiggyPeg. Energetyczna w kwestiach społecznych NoStressBeauty, jurorka naszego LCA, wykorzystała natomiast  zasięgi konta do dzielenia informacji o organizowanych zbiórkach pomocowych. AgataMaNosa i CharlieNose (także juror LCA) zdecydowali się natomiast przeprowadzić ekspresowe aukcje kosmetyków, a zebrane pieniądze przeznaczyć na pomoc Ukrainie.

Głupio, naprawdę tak po ludzku głupio, wyglądały konta w tych pierwszych dniach wojny, na których biznes toczył się, jakby nic się nie wydarzyło.

Jeszcze głupiej wyglądały konta, na których w tych dniach trwała sprzedaż szkoleń czy płatnych eventów, nawoływanie do zakupów, bo w sklepach trwają fantastyczne promki. To już było żenujące słabe. Pokazało całkowite oderwanie od rzeczywistości. Było smutnym dowodem, jak wyłącznie komercyjny jest profil takiej czy innej marki lub firmy. Tym bardziej, że kwestia wojny na Ukrainie nie jest dla Polaków kontrowersyjna. Przeciwnie, bardzo nas jednoczy i naprawdę jest tematem numer jeden w polskich domach.

Teraz na pewno potrzebne jest wyczucie. Niekoniecznie polityczne zaangażowanie, ale wyczucie na pewno. I usunięcie botowych odpowiedzi z automatu. Kiedy repostowałam solidarnościowy wpis jednej z marek kosmetycznych, dostałam gotową odpowiedź z pytaniem, jaki kolor lakierów do paznokci lubię najbardziej. Poważnie?
Rozumiem firmy, które będą w kolejnych dniach wracać do tego, czym jest clue naszego biznesu. Bo przecież mimo wojny życie i biznes muszą toczyć się dalej. Podkreślę raz jeszcze: w przestrzeni publicznej, a tym są dziś social media, komunikacja musi być prowadzona z wyczuciem, by nie przekroczyć cienkiej czerwonej linii przyzwoitości.

Wojną w biznes

Firmy kosmetyczne mają na Ukrainie swoje oddziały, swoich pracowników. Oczywiście podpytuję o to, jak ta sytuacja przekłada się na obecną działalność? Tylko jaką działalność? Fabryki nie pracują, ludzie siedzą w schronach, zaczyna brakować wody, leków, jedzienia. Najczęściej firmy międzynarodowe odpowiadają, że monitorują sytuację na bieżąco, starając się zapewnić bezpieczeństwo pracownikom. Dość enigmatyczne, bo jak tego dokonać? Zagranicznych pracowników ewakuowano przed wybuchem wojny. Teraz pomoc jest mniej formalna. Najczęściej międzynarodowe firmy dla uciekających z Ukrainy swoich pracowniczek - matek z dziećmi - organizują pomoc przez wolontariuszy z polskich oddziałów firmy. Byle tylko jakoś bezpiecznie dostać się do granicy. Potem jest już znacznie łatwiej... Potem chroni je już polska gościnność, wsparcie okazywane przez kolegów z polskiego oddziału, pomoc organizowana przez centralę firmy.

Pracownicy na firmowych intranetach piszą swoim kolegom z innych rynków: „pozdrowienia ze schronu” lub przesyłają wzruszające filmiki, gdy w bunkrach, pod ostrzałem, w środku nocy, śpiewają hymn narodowy. Proszą o wywieranie presji międzynarodowej, wsparcie militarne i jak najszybsze zakończenie wojny. Wojny, a nie konfliktu, bo tego słowa nie tolerują, gdyż rozkłada ono odpowiedzialność na dwie strony. Proszą też swoje koncerny o wycofanie się z rynku rosyjskiego...

Świat szuka sposobu na Putina. Wydaje się, że najmocniejszym uderzeniem są dotkliwe sankcje gospodarcze wprowadzone solidarnie przez UE, USA, Kanadę, dołączyła się do nich także neutralna Szwajcaria. One doprowadzają rosyjską gospodarkę do krwawienia. To może pomóc w odsunięciu dyktatora od władzy.

Tymczasem pojawiły się również inicjatywy oddolne. Od początku tej wojny krążą po sieci listy bojkotowe na towary pochodzące z Rosji czy Białorusi. Znalazły się na nich również kosmetyki: kilka marek importowanych do Polski i kilka marek koncernowych produkowanych w Rosji. Bojkot okazał się błyskawiczny i masowy - marki na rosyjskiej licencji w ciągu kilku dni znalazły się poza sprzedażowym obiegiem. Nie sądzę, że szamponami załatwimy Putina, ale społeczne wzmożenie antyrosyjskie jest w tej chwili bardzo wyraźne. Jest wojna, kule niosą się wszędzie… Być może za chwilę polskie marki będą bojkotowane w Rosji (kryzys jabłkowy udało nam się kilka lat temu przetrwać - pamiętacie to hasło: "Jedz jabłka na złość Putinowi"?), ewentualne sankcje na tamtym rynku pewnie więc trzeba wkalkulować w koszty wojny. Na szczęście jednak dziś polskie kosmetyki nie są tak uzależnione od wschodniego kierunku.

Wolę jednak poprzestać na tym, co dobrego można robić teraz: w pojedynkę, razem. Branża kosmetyczna wielokrotnie okazuje wielkie serce w kwestiach społecznych. Tak było w pandemii, tak było podczas Strajku Kobiet, tak jest teraz. Solidarność z Ukrainą jest teraz naszym moralnym obowiązkiem. Mamy nasze lekcje z historii. Mamy nasze własne doświadczenia. I jeszcze jedno: kiedy działamy, przestajemy się bać. A to właśnie na zastraszaniu świata Putinowi zależy najbardziej. Działajmy dobrze. Działajmy pięknie! Działajmy długofalowo, bo to wojenne piekło może niestety potrwać dłużej niż wszyscy tego byśmy chcieli.

Lidia Lewandowska
Wirtualne Kosmetyki

PS. Nie dałam rady zapisać w tej publikacji wszystkich firm i ich działań, które wspierają Ukrainę. Ta rzeka dobra rozlewa się coraz szerzej. Staram się na bieżąco dodawać informacje o tego typu działaniach podejmowanych przez marki kosmetyczne na naszych social mediach.

# Raporty tematyczne
 reklama