Niepełnoletnie influencerki promują kosmetyki i mierzą się z hejtem

Niepełnoletnie influencerki promują kosmetyki i mierzą się z hejtem

Beauty Kids (lub Sephora-Kids) to zjawisko, o którym mówi się od pewnego czasu. Dzieciaki oszalały nam na punkcie kosmetyków. Przynajmniej pewna, wcale niemała grupa.

Oczywiście to szaleństwo jest coraz bardziej widoczne w sieci. Przybywa takich kont na Instagramie i TikToku, a niektóre naprawdę mają imponujące zasięgi. Nie zawsze też użytkownicy mają regulaminowe 13 lat. To, co widzimy na beauty kanałach naprawdę wczesnych nastolatków (najczęściej dziewczynek), jest raczej przygnębiające.

Jak w lustrze

Przede wszystkim smutne jest to, jak bardzo te dzieciaki chcą powtórzyć sukces wszystkich beauty infuencerek, które obserwują w sieci. Imponuje im epatowanie zamożnością, bywanie na najważniejszych eventach marek kosmetycznych i celebrycki status internetowych gwiazdeczek. Co więc robią? Naśladują. Te wszystkie "haule zakupowe" czy "get ready with me" są po prostu kalkami tego, co robią w sieci dorosłe beauty-influ. W wydaniu 12-latki najczęściej wygląda to niestety smutno i groteskowo, w wydaniu dorosłych influencerek jest po prostu infantylne. Ale to się sprzedaje, to ma zasięgi, więc nic dziwnego, że te młodsze wzorują się tak bardzo na tych, które odniosły już swój sukces.

Mocno niepewne siebie nastolatki

Oczywiście dzieciaki tworzą taki kontent z atencji. Też chcą być sławne, zauważone, chwalone. Wiedzą też, że dla wielu rówieśniczek kwestia urody jest niezwykle ważna. Zainteresowanie kosmetykami w tej najmłodszej grupie wiekowej jest imponujące. Jednocześnie nastolatki nie postrzegają się pozytywnie w kontekście swojego wyglądu. Czują się nieładne, nieatrakcyjne. Kosmetyk jest więc pewną obietnicą, że to się może poprawić…

Z badań Kantar dla marki Dove (2023) wynika, że ponad połowa nastolatek myśli czasem o sobie, że jest bezwartościowa. Aż 80% ankietowanych czuje, że brakuje im pewności siebie. 1/3 z nich wstydzi się tego jak wygląda, a 2/3 chciałoby coś w sobie zmienić. Porównywanie się do osób, które nastolatki obserwują w sieci, ścieranie się z nierzeczywistymi standardami piękna, dodatkowo wzmaga ich złe samopoczucie.

Uzależnienie od sieciali

Z tego samego badania wynika, że aż 70% nastolatek w Polsce uważa, że korzystanie z mediów społecznościowych jest ważną częścią ich codzienności. Ponad 30% z nich jest zdania, że mechanizmy kontroli treści w Internecie można ominąć. Więcej niż 1/3 nastolatek twierdzi wręcz, że jest uzależniona od mediów społecznościowych. Nastolatki przyznają, że nie są gotowe, by usunąć konta w społecznościówkach. Aż 62% z nich uważa, że odczułoby smutek, gdyby nie mogło zalogować się do social mediów. Prawie 40% spędza czas na przeglądaniu postów, bo wtedy nie czuje się samotna. W grupie wiekowej 14-17 to aż 45% dziewcząt. Wnioski nasuwają się same. Mamy pokolenie bardzo pogubionych emocjonalnie dzieci. Dzieci, które urodziły się już w epoce cyfrowej: z wszystkimi jej zaletami i z wszystkimi wadami, jakie to niesie. Samotne, wyobcowane, niepewne siebie. W wirtualnym świecie próbują znaleźć odpowiedzi na to, co ich najbardziej nęka. To pragnienie bycia ładnym, napędza rozwój kont beauty prowadzonych przez bardzo młode osoby.

Bombardowanie pięknem

To zatem od rówieśników, którzy rozpoczęli przygodę z influencingiem, dowiadują się, po jakie marki sięgnąć, jak się malować, jakie rutyny pielęgnacyjne polecają ich beauty-guru. Dla wielu dorosłych to może brzmieć i wyglądać abstrakcyjnie. Dziewczynka z 7 klasy, która aplikuje na twarz 5-7 kosmetyków pielęgnacyjnych, nie zawsze adekwatnych do jej wieku, a potem jeszcze robi sobie niemal pełny makijaż. Ona pokazuje to w sieci, a ileś obserwujących powtórzy to po niej w domu. Będą dopraszać się od rodziców zakupów konkretnych marek, często całkiem drogich, jeśli ich idolka jest fanką kosmetyków premium. Będą wbijać sobie do głowy, że to, co liczy się w życiu to uroda, która przesądza o sukcesie. Będą się na tym fokusować, choć mało prawdopodobne jest, że ich samoocena pójdzie jakoś w górę. Łatwiej raczej wpadną w promowany konsumpcjonizm niż wyleczą się ze swoich kompleksów.

Pułapki

Niepełnoletnie influencerki, obok zachwytów fanek, mierzą się z potwornym hejtem. Ze strony rówieśników, ze strony dorosłych. To jest naprawdę przerażające. Mówimy przecież wciąż o dzieciach, które dały się wciągnąć w pułapkę próżności, iluzję sukcesu i sławy. Długo zastanawiałam się, czy powinnam zamieścić tu przykładowe konta polskich nastoletnich influencerek, ale nie zrobię tego. By jednak chronić wizerunek tych dzieci, które swoją prywatność tanio sprzedały. Od dzieci nie można jednak oczekiwać racjonalności i umiejętności ponoszenia konsekwencji. Wiem jednak, że ten hejt je dotyka. Czasem zamieszczają rozpaczliwe posty, że zamkną swoje konto, czasem kozacko udają, że ta krytyka ich nie obchodzi. Choć wiadomo, że obchodzi i boli.

Te dzieci piszą też wprost o mailach, jakie wysyłają do firm kosmetycznych z prośbami o współprace. Czasem wzajemnie sobie polecają, gdzie warto uderzyć o barter. „Napisz do X. Tam nie pytają cię o wiek, tylko musisz mieć minimum 50 tys. obserwujących” – takie kwiatki w komentarzach można znaleźć. Dla wielu tych dziewczynek bycie zawodową influencerką jest szczytem ich marzeń.

I więcej, i więcej, i więcej

Z perspektywy producentów ta grupa najmłodszych może wydawać się szczególnie pociągająca. Interesują się kosmetykami, kupują chętnie, spędzają dużo czasu na kwestiach „poprawiania urody”. Tylko to wciąż są dzieci. Dzieci, które dorastają w kulcie rozhulanej konsumpcji promowanej zarówno przez ich rówieśniczki-influencerki i te dorosłe, które oficjalnie żyją z współprac.

Nie jestem psycholożką, więc nie mogę wchodzić w kompetencje, gdzie są rodzice tych dzieci? Czy na pewno wiedzą, co robią w sieci (najczęściej nie), bo dzieciaki mocno chronią swoją aktywność. Blokują rodziców lub zakładają konta o dziwnie brzmiących nazwach, by nie było tak łatwo ich namierzyć. Trudno jednak nie wiedzieć, że Natalka robi karierę w sieci, gdy ma już 60 tys. followersów. Przecież to musi zajmować jej kupę czasu: zakupy, nagrywanie filmów, a potem zapewne nieustanne sprawdzanie lajków i odpisywanie na komentarze. Zapewne mógłby to być bardziej produktywnie spędzony czas, ale z jakiś powodów jest konsumowany przez sociale.

Kto za to płaci?

Jest jeszcze kwestia zakupów. Dzieci mające mniej niż 13 lat mogą kupić tylko coś niewielkiego na bieżące potrzeby. Osoby od 13 lat w górę mają tu trochę więcej swobody, ale wciąż ich prawo do zawierania umów, a tym są zakupy, jest w pewien sposób ograniczone. Czy sieci handlowe mają na to jakieś procedury? Czy jest jakaś cena, od której weryfikują wiek osoby? Czy szminka lub krem za 80 zł kwalifikują się w kategorii umów w "drobnych bieżących sprawach życia codziennego"? Na pewno to zainteresowanie dzieci beauty kosztuje ich rodziców. Niektóre zamożne mamy same wprowadzają córki do świata piękna, chodząc z nimi do Sephoty czy Douglasa. Niektóre zaciskają zęby i kupują taki czy inny kosmetyk, by uniknąć kolejnej awantury z nastolatkiem. Dla dużej grupy są to jednak obciążające wydatki, zwłaszcza, gdy dziecko upiera się na konkretnym, drogim produkcie promowanym przez influencerki. Dlaczego? Bo jak pochwali się nim w sieci, to będzie cool.

A one tak bardzo chcą być przecież cool…

Lidia Lewandowska, Wirtualne Kosmetyki
Polecamy także:
Niektóre marki kosmetyczne zaczęły mocniejszą komunikację zniechęcającą dzieci do sięgania po dorosłe kosmetyki
Chłopcy z pokolenia Z i Alfa przywiązują dużą wagę do wyglądu
Wpływ pokolenia Z na branżę kosmetyczną
# Raporty tematyczne
 reklama