Zdecydowanie łatwiej jest pozyskać pracowników z lepszymi kwalifikacjami, z większym doświadczeniem. To m.in. efekt trendu odchodzenia pracowników z sieci odzieżowych do innych sklepów: Rossmanna, ale także do dyskontów. Jesteśmy postrzegani na rynku jako atrakcyjny, stabilny pracodawca. Rozwijamy się, otwieramy nowe sklepy, inwestujemy w bezpieczne zakupy w kasach samoobsługowych czy w funkcje RossamnnGO. To wszystko sprawia, że nie mamy problemów z zatrudnianiem nowych pracowników, mamy nawet zbyt wielu chętnych. Rotacja pracowników także jest u nas na niskim poziomie.
Diabeł tkwi w szczegółach. To dobrze wygląda jako doniesienie medialne, jednak gdy prześwietlimy warunki, jakimi te zarobki są obudowane, to okazuje się, że wynagrodzenia w dyskontach są na podobnym poziomie co u nas. Podwyżki w dyskontach nie są więc dla nas zagrożeniem. My nie epatujemy wysokościami pensji, bo one zależą od wielu czynników. Pracownicy w większości wolą jednak pracować u nas, nawet za nieco mniejszą pensję niż w dyskontach. Biorą pod uwagę także pozapłacowe benefity, które w Rossmannie są bardzo rozbudowane.
W żadnym wypadku tak nie myślę. Konsekwentnie otwieramy sklepy wszędzie. W galeriach, parkach handlowych, przy ulicach handlowych, na osiedlach. Inwestujemy nie tylko w duże miasta, ale także te mniejsze miejscowości po 3-4 tys. mieszkańców. My mamy 40 proc. sklepów w galeriach, w nich obroty spadły od 50 do 90 proc., ale częściowo udało się nam to zrównoważyć wyższymi obrotami w sklepach osiedlowych.
W wypadku biznesu drogeryjnego, jak nasz, absolutnie nie przewiduję przeniesienia całego handlu do internetu. Oczywiście, w początkowej fazie pandemii zamówień online było kilkukrotnie więcej. Potem sytuacja się ustabilizowała i dziś to 3-5 proc. całej naszej sprzedaży. My stawiamy na omnichannel: połączenie świata offline z online w różnych konfiguracjach. W to wierzymy.
źródło: WP.pl. Sebastian Ogórek: "Polak musi mieć promocje, Niemiec stale niską cenę. Tak Rossmann tłumaczy różnice w cenach"