Urszula: Lista kosztów rośnie, a nie maleje. Produkcja w Europie jest drogą produkcją, ale ostatecznie bezpieczną. Wchodzi coraz więcej unijnych przepisów, coraz więcej obostrzeń. Z drugiej strony pozwala to konsumentom spać bezpiecznie. Bo korzystamy z produktów, które nie zrobią nam krzywdy…
Anna: OK, wiem, że teraz znalazłyby się osoby, które powiedziałyby: STOP. Bo czasem się okazuje, że taki czy inny składnik nie był jednak bezpieczny. To, o czym mówimy, to bezpieczeństwo zgodne z aktualnym stanem wiedzy. Przygotowujemy kosmetyki zgodne z regulacjami, które serwuje nam Bruksela, ale tam ciągle w tle toczą się postępowania względem różnych składników, jak też opakowań, warunków wytwarzania czy procesów technologicznych. Nie oznacza to, że jeśli wczoraj lilial był OK, a dziś już nie jest, to nagle wypłynął na powierzchnię jakiś pikantny fakt czy została rozwiązana wielka zagadka przemysłu kosmetycznego, który podstępnie i chytrze truł konsumentów. To nie tak działa. Nieustannie trwają rozmaite badania określonych składników, zlecane przez producentów czy wykonywane przez poszczególne kraje (tu szczególnie widać aktywność Francuzów czy Szwedów). Bada się je w określonych konstelacjach czy stężeniach. I jeśli okazuje się, że dany składnik - w określonym zastosowaniu, stężeniu, postaci - jest niebezpieczny, to producenci muszą go wycofać. Takich procesów będzie coraz więcej. One się toczą, więc cały czas jest buzz w branży i dużo naszych wysiłków krąży wokół tych tematów.
Urszula: Żyjemy w rzeczywistości, która jest zmienna i tego nie da się wykluczyć. Tak jak naukowcy odkrywają różne nowinki medyczne, tak nas dotyczy ciągły update na temat surowców, procedur, produkcji…
Anna: Czasem są rzeczy, które trudno jest sobie nawet wyobrazić. My przygotowujemy kosmetyk, który jest bezpieczny do stosowania dwa razy dziennie, np. krem pod oczy. Zakładamy, że przy takim stosowaniu plus jeśli klientka dołoży sobie do tego krem do twarzy i przysypie się delikatnie pudrem, wszystko będzie w porządku. Ale nie przypuszczamy, że ta klientka, zainspirowana na przykład pielęgnacją azjatycką, mogła zacząć od wieloetapowego oczyszczania, potem nałożyła primer, na to krem, na krem żel, dodała jeszcze kilka warstw makijażu i utrwaliła to fixerem, więc w najgorszych snach producent nie jest w stanie przewidzieć końcowego efektu połączenia tak wielu składników jednocześnie. Przemysł oczywiście zaczyna to uwzględniać, m. in. safety assesorzy, zajmujący się przygotowaniem raportów bezpieczeństwa dla każdego kosmetyku, inicjują i takie badania. To też będzie finalnie wpływać na receptury kosmetyków.
Urszula: Legislacja będzie podążała za tym, by minimalizować ryzyko. (…) Ogólnie uważam jednak, że jeśli wykonuje się swoją pracę dobrze, z czystymi intencjami, to trzeba się po prostu do każdej zmiany prawa dostosować. Nie ma więc w nas żadnej złości, że zmienia się ono dynamicznie i mocno wpływa na biznes.
Anna: To wszystko składa się oczywiście na ostateczną cenę kosmetyku. Przed nami dużo pracy edukacyjnej, by uświadomić konsumentom, że zawiera się w niej również bezpieczeństwo produktu. Produkt kupiony na którejś z chińskich platform nie musi spełniać tych rygorystycznych obostrzeń (choć oczywiście może). Dobrze, gdyby konsumenci mieli tego świadomość. (…) My jesteśmy w tej branży od 8 lat i zbudowałyśmy sobie naprawdę mocną bazę zaufania. Kiedyś przeczytałam w jednej książce takie mądre zdanie: „Żyjemy, bo ufamy innym”. Kiedy biorę do ust jogurt, to zakładam, że nikt go celowo nie skaził wąglikiem. Końcowo właśnie o to chodzi: zaufanie konsumentów do nas, nas do dostawców. My w firmie robimy wszystko, by zaufania naszych klientów nie zawieść.