Marketing handlowy w branży kosmetycznej oparty na promocjach i ekspozycji w punktach sprzedaży właśnie przestał wpływać na zachowania konsumentów. W momencie zagrożenia i zjawiska „owczego pędu” kosmetyki były kupowane z obawy przed ich brakiem, zamknięciem sklepów, kwarantanną i podwyżką cen, a nie pod wpływem niskiej ceny, etykiety promocyjnej, atrakcyjnej ekspozycji czy reklamy w miejscu sprzedaży.
Kiedy kobiety są w kwarantannie i siedzą w domu, a kosmetyki makijażowe zostały uznawane za jeden z nośników wirusa, to wiedza na temat robienia makijażu i jakości produktów, jest ostatnią, której potrzebują w życiu.
Któż by pomyślał, że wymierające już wody kolońskie i płyny po goleniu dostaną drugie życie? Pokolenie X doskonale pamięta męskie zwyczaje, kiedy dziadkowie i ojcowie nakładali na twarz piekące wody i płyny po goleniu, a potem dodatkowo przecierali nimi ręce. Może warto, żeby panowie pokolenia X, Y, Z, nieprzyzwyczajeni do częstego mycia rąk, polubili jakże przydatny dziś rytuał?
Pandemia sprawiła, że niektóre firmy podjęły nietypowe działania marketingowe. Wdrożyły produkty w błyskawicznym tempie, podniosły ceny powyżej logicznego uzasadnienia czy sprzedawały produkty deficytowe w opakowaniach zastępczych. Inna strona pandemii to zaangażowanie firm w pomoc w walce z wirusem, mimo niepewności biznesu.
Marketing kosmetyczny tak, ale nie wiem czy ludzie od marketingu kosmetycznego są tak ważni, jak byli dotąd.
Moim zdaniem marketing w okresie pandemii potrzebny jest przy tworzeniu przemyślanych produktów, które będą odpowiadać na inne niż zwykle oczekiwania konsumentów i musi być przygotowany na PR kryzysowy.
Natomiast to co może się stać po zakończeniu pandemii, to przewartościowanie potrzeb konsumenckich i obniżka lub wyeliminowanie wydatków marketingowych. No cóż! Jak to w recesji gospodarczej bywa, cięte są koszty w działach, które je generują. Ocenimy za jakiś czas, kiedy obudzimy się w nowej, innej rzeczywistości.
źródło: www.misjabrand.pl