W Kuwejcie próżno już szukać na półkach kosmetyków L’Oréal czy Garnier. To odwet za to, że prezydent Francji Emanuel Macron broni prawa do wykorzystywania wizerunku Mahometa w karykaturach. Temat obrażania uczuć religijnych muzułmanów przez karykatury z Mahometem wrócił w ostatnich tygodniach na czołówki francuskich i arabskich mediów. Miało to związek z egzekucją nauczyciela Samuela Paty'ego.
To, co wydarzyło się w szkole w oddalonej ok. 30 km od Paryża miejscowości Conflans-Sainte-Honorine, zaszokowało całą Francję. 47-letniemu nauczycielowi historii i geografii Samuelowi Paty’emu napastnik odciął głowę. Mężczyzna zaczął dostawać groźby już na początku października, kiedy podczas lekcji o wolności słowa pokazał karykatury Mahometa. Chociaż Paty sugerował muzułmańskim uczniom, aby opuścili salę, jeśli sądzą, że mogą zostać urażeni, to najwidoczniej nie wystarczyło. Po zajęciach zaczęły wpływać skargi rodziców na nauczyciela, a w internecie krążyły filmiki z lekcji. Jeden z ojców w mediach społecznościowych miał wezwać do mobilizacji przeciw nauczycielowi. Paty zgłosił to policji i swojemu pracodawcy. Jak się okazuje - na próżno.
Jego morderstwo wywołało masowe oburzenie w całej Francji, a na jego cześć odbyło się czuwanie pod przewodnictwem Macrona.
To wydarzenie stało się katalizatorem reakcji w regionie bliskowschodnim, po tym jak Macron powiedział, że Paty „zginął, ponieważ islamiści chcą naszej przyszłości”, ale Francja „nie zrezygnuje z karykatur”.
Poodbno francuskie produkty znikają również z półek w Jordanii i Katarze. Francuskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wzywa do zaprzestania bojkotu. Na razie bezskutecznie. L'Oréal nie komentuje sprawy.