Czy zakaz ten ma swoje odzwierciedlenie w rynku? Czy zniknęły wszystkie deklaracje „free from”? Otóż nie, deklaracje tego typu nadal będą pojawiać się na półkach sklepowych – z dwóch powodów.
Przede wszystkim od wejścia w życie zakazu upłynęło niespełna 3 miesiące i produkty, które przed 1 lipca znajdowały się w łańcuchu dostaw, zgodnie z interpretacją Komisji Europejskiej mogą zostać wyprzedane.
Dlatego też nie bądźmy zaskoczeni, jeśli jeszcze gdzieś się z nimi spotkamy. Na pewno wszelkie nowości rynkowe, wprowadzone po 1 lipca, już nie powinny być tak reklamowane. Po drugie, niektóre deklaracje „free from” mogą być pod pewnymi warunkami nadal stosowane. Chodzi np. o sformułowania „nie zwiera składników pochodzenia zwierzęcego” lub „nie zawiera barwników”. Takie deklaracje stanowią wartość dodaną dla konsumenta, mają charakter informacyjny i pozwalają mu świadomie podejmować decyzje o zakupie. Weganin poszukuje produktów wyłącznie ze składników roślinnych, więc taka deklaracja ułatwi mu odnalezienie produktu, który jest dla niego odpowiedni. Warto podkreślić, że trudno byłoby mu samodzielnie to wywnioskować na podstawie samego składu INCI.
Tak więc tylko Inspekcja Sanitarna i Handlowa oraz sami kontrahenci między sobą są wstanie sprawdzić, czy dany produkt powinien być już dostosowany do DT, czy może jeszcze być na rynku w niezmienionej formie. Warto pamiętać, że Inspekcja Sanitarna szczególną uwagę będzie przywiązywać do postawy przedsiębiorców – kluczowe znaczenie może mieć jego świadomość i kroki jakie podejmuje, żeby się dostosować.
Czy firmom łatwo jest odnaleźć się w nowej rzeczywistości? Sądzę, że szczególnie trudno jest tym, które budowały na „free from-ach” całą swoją komunikację marketingową.
Firmy należące do Związku przygotowywały się do tych zmian znacznie wcześniej i zdecydowanie łatwiej przyjęły nowe wytyczne. Związek odbiera bardzo dużą ilość zapytań w sprawie deklaracji, co dowodzi odpowiedzialnej postawy branży. Zdecydowanie okres buntu mamy już za sobą. Przedsiębiorcy zaakceptowali nowe otoczenie regulacyjne i dzisiaj już chyba cała branża widzi, że deklaracje deprecjonujące składniki przynoszą więcej szkody niż pożytku. Konsumenta lepiej zjednać sobie pozytywnym przekazem, mówiąc co produkt zawiera, a nie negatywnym, bazującym na strachu.