Powodem wprowadzenia zakazu używania w/w informacji była tzw. "nieuczciwa konkurencja". Firmy wytwarzające kosmetyki naturalne i organiczne nie powinny się "chwalić", że czegoś nie mają, co jest surowcem legalnie dopuszczonym do produkcji, a jego użycie w określonych stężeniach jest bezpieczne.
Przez analogię, producenci wyrobów bez cukru nie powinni pisać na swoich wyrobach "bez cukru", czy np. "produkt nie zawiera soli" na tych bez soli. Z tego punktu widzenia proceder wydaje się absurdalny. Nikt w branży spożywczej tego nie zabrania.
Jak wobec tego zrozumieć to, co zadziało się w kosmetykach? Celem wydaje się ochrona tych producentów, którzy stosują w/w surowce. Szkoda, że nie bierze się pod uwagę konsumentów.
Problem rozwiązałyby certyfikaty dla kosmetyków naturalnych. Czy jednak stać małe ekologiczne firmy na kosztowną certyfikację? Niestety nie wszystkie polskie firmy mogą sobie na to pozwolić.
Były na rynku takie przykłady, że na kosmetyku złożonym tylko z jednego surowca, np. czystym oleju roślinnym konfekcjonowanym jedynie do firmowych opakowań, pojawiała się informacja, że "nie posiada...".
Były również takie słabe produkty, które prawie nic nie posiadały cennego, a marketing był niezwykle rozwinięty podając długą listę surowców, których nie ma.
Klienci, którzy nie potrafią rozszyfrować składu kosmetyku (ogromna większość) są nadal pogubieni i nie wiedzą, komu ufać... Pozostaje im szukanie swojego autorytetu, który potrafi ocenić skład produktu, albo zaufanie do firm, które są dla nich wiarygodne i wiedzą, że nie wprowadzą ich w błąd „zagraniami” marketingowymi
Mój autorytet naukowy, Pani Magdalena Sikora uczyła, że lepiej pisać na kosmetyku, co takiego dobrego zawiera, niż czego nie ma. Mnie się to podoba i takiej formy przekazu trzymamy się od początku.
Podsumowując, moim zdaniem ustawa o nieuczciwej konkurencji jest