Agnieszka Więdłocha: Jest fantastycznie. Przyjaciółkami jesteśmy od wielu lat, ale nasza wspólna praca dla Garniera sprawiła, że mamy więcej możliwości do wspólnych spotkań. A każde takie spotkanie to dla nas radość bycia razem.
Katarzyna Bujakiewicz: Garnier zbliża. Gdybym określała to internetowymi hasztagami, to wyszłoby mi coś takiego: #RazemŁatwiej. #RazemLepiej. #NaturalnieRazem”. (śmiech).
Katarzyna Bujakiewicz: Zdecydowanie. Dając marce swoją twarz, chcę promować pozytywne wartości i działania, czy produkty, po które chętnie sięgam osobiście. Taka współpraca musi współgrać z moim stylem życia. Z moją osobowością. Z tym, jak ja patrzę na świat. Chyba nie dałabym rady przekonywać kogokolwiek do czegoś, czego sama nie byłabym pewna.
Agnieszka Więdłocha: Uważam, że zawsze do kwestii reklamy należy podchodzić ostrożnie. Lepiej dwa razy się zastanowić i zdecydować tylko wtedy, kiedy jest się przekonanym do firmy i marki. Pieniądze to nie wszystko.
Dla mnie kosmetyki Garnier są produktem, który rzeczywiście mogę firmować własną twarzą w reklamie, ale też zwyczajnie polecać z przekonaniem koleżance.
Są to produkty naturalne, a przy tym cała filozofia firmy idzie jeszcze dalej: to jest kwestia odpowiedzialnej ekologicznie produkcji czy opakowań, które nadają się do recyklingu.
Katarzyna Bujakiewicz: I naturalność formuł - Garnier to aż 98% składników pochodzenia naturalnego. Zresztą producent bardzo transparentnie podaje ten skład – przetłumaczenie INCI na zrozumiały dla każdego język jest moim zdaniem bardzo fair wobec klienta. Nie trzeba żadnych aplikacji, by dowiedzieć się, co tak naprawdę kryje się w kosmetyku…
Katarzyna Bujakiewicz: Mnie to po prostu bardzo cieszy. Garnier to marka globalna. Należy do największego koncernu kosmetycznego na świecie. Jej głos na pewno jest bardziej słyszalny, a działania mogą przynosić realną zmianę i wymierne korzyści. Jestem naprawdę dumna z pracy z marką, której los planety nie jest obojętny. Trzeba myśleć w dłuższej perspektywie. Jaki świat chcemy zostawić naszym dzieciom, wnukom…
Agnieszka Więdłocha: Kasia ma rację, mówiąc, że duży biznes może więcej. Zmiany systemowe są zawsze znacząco większe niż działania w pojedynkę… Oczywiście każdy może robić coś pozytywnego dla środowiska. Tylko, że to jest chyba ten moment, kiedy małe kroki nie wystarczą…
Katarzyna Bujakiewicz: Zgłosiłyśmy już z Agą nasz akces, by zwiedzić zieloną fabrykę L’Oreal. Chcemy pokazać naszym fanom, że nie gdzieś daleko w świecie, ale tu pod Warszawą, jest fabryka kosmetyków, która jest przyjazna środowisku. Myślę, że wciąż niewielu konsumentów zdaje sobie z tego sprawę. Niech więc zobaczą!
Agnieszka Więdłocha: Działania jednostek są w znacznym stopniu ograniczone. Tylko szeroki nacisk opinii publicznej, ale też światowych koncernów kosmetycznych, wpłynął na fakt, że Chiny wreszcie zmieniają swoje podejście do kwestii testowania kosmetyków na zwierzętach. Bardzo liczę, że praktyka ta zostanie rzeczywiście wyeliminowana. Każdy oczywiście może zastanawiać się, co sam dobrego może zrobić dla planety? Mogę oczywiście namawiać swoich fanów do segregowania śmieci i sama je segregować. I to jest OK. Tylko, że te rzeczy zostały już wyprodukowane, często w bardzo nieprzyjaznych dla pracowników warunkach i pozostawiając dużo poprodukcyjnych zanieczyszczeń…
Katarzyna Bujakiewicz: Chcemy o tych kwestiach mówić więcej naszym fanom. To może być nasz mały, osobisty udział w wielkiej sprawie. Pytałaś o ten kontrakt reklamowy… Fakt, że możemy jako ambasadorki Garnier zwracać uwagę również na sprawy rozsądnych wyborów konsumenckich, ekologii, jest dla nas bardzo pozytywny, bo z takim podejściem naprawdę się utożsamiamy.
Katarzyna Bujakiewicz: U mnie w rodzinie naprawdę żyjemy zdrowo i w bliskim kontakcie z naturą. Zdrowo się odżywiamy, sporo ruszamy (mamy psa, a to naturalny wyzwalacz ruchu), uwielbiamy polskie morze i zdrowe bałtyckie powietrze… Nawet jeśli nie zmienię całego świata, to mogę zawsze wpływać na to co tu i teraz. Wyrzuciłam niemal całą chemię: do sprzątania używam samodzielnie przygotowywanych produktów z nieodzowną sodą, cytryną i octem na czele… Niektórzy nazywają mnie eko-mamą. To prawda! Chcę, by moje dziecko było zdrowe, więc wybieram bardzo świadomie. Poza tym uważam, że nawyki (dobre i złe) wynosi się z domu, więc robię swoje.
Agnieszka Więdłocha: Mam podobnie. Wolę wydać więcej pieniędzy na zdrowe, nieprzetworzone jedzenie, ale mieć świadomość, że robię coś dobrego dla własnego zdrowia. Detergentów podobnie jak Kasia nie znoszę! Ich chemiczne opary to trucizna! Zrezygnowałam też z odświeżaczy w łazience czy samochodzie, by się tym nie inhalować.
Od dłuższego czasu staram się naprawdę wybierać bardziej świadomie, sprawdzać etykiety, zwracać uwagę na certyfikaty. Wychodzę z założenia, że im prościej tym lepiej. I w ogóle lepiej chyba powściągnąć nieco ten szalony konsumpcjonizm. Zwłaszcza, że tak wiele rzeczy, które kupujemy, ląduje potem w śmieciach. Szaleństwo!
Katarzyna Bujakiewicz: Cieszę się, że promujemy markę, na którą Polki stać! Ja przesadnie luksusowa nie jestem. Mój najczęstszy strój na co dzień to dres (śmiech). To jest Polska. Nie Hollywood. Zaręczam, że mnóstwo aktorek ma w swojej łazience normalne kosmetyki, ze zwyczajnej drogerii. Kiedyś nocowała u mnie pewna początkująca bokserka spod Kołobrzegu i po wyjściu z łazienki, kiedy zobaczyła, co mam na półce, powiedziała: „wyobrażałam sobie, że u gwiazd jest inaczej… ”(śmiech).
Agnieszka Więdłocha: Za dużo „Żon Hollywood” musiała się naoglądać (śmiech). Nie bądźmy naiwne. Luksus to też kwestia marketingu. Wierzę, że komuś pławienie się w luksusie może poprawiać ego. Jak tak nie mam.
Dobry kosmetyk nie musi kosztować majątku. Ważniejszy jest skład. Naprawdę można na półkach drogerii znaleźć kosmetyki, które mają bardzo dobre formuły, a na które większość z nas może sobie pozwolić. Demokratyzacja piękna to nie tylko dobrze brzmiące hasło, ale fajna idea.
Każda z nas może znaleźć coś dobrego dla siebie i nie mieć wyrzutów sumienia, że pół pensji poszło na kosmetyki… Kosmetyki to w końcu przyjemność, ale naprawdę nie musi być okupiona jakimś szalonym poświęceniem finansowym.
Agnieszka Więdłocha: Wybór kosmetyków to oczywiście bardzo indywidualna sprawa. Zwykle lubimy różne rzeczy, dlatego też tak wielki wybór mamy na półce. Kto mnie jednak zna, wie, że jestem fanką aloesu. Używam czasem tego 100% naturalnego, odcinając liść aloesowy i robiąc z niego okład czy maseczkę. Lubię też kosmetyki na bazie aloesu, dlatego spokojnie polecam nowy Garnier Hyaluronic Aloe Jelly.
Katarzyna Bujakiewicz: Patrzę tu na tę ekspozycję Garnier i tyle rzeczy mi się podoba! Gdybym miała wybrać teraz tylko jedną, to jeśli ktoś uwielbia dbać o włosy (a ja tak mam!), to niech spróbuje Garnier Fructis Banana Hair Food. Genialna! Można używać na kilka sposobów, a każdy dobry. I jak pachnie! Moja córka już zaczyna mi ten kosmetyk podbierać, ale ponieważ ma naturalny skład, to jej pozwalam.
Agnieszka Więdłocha: I farby do włosów Garnier Color Naturals. Koloryzacja naprawdę może być prosta, szybka, przyjemna i bez konieczności siedzenia w oparach amoniaku.
Katarzyna Bujakiewicz: Mój kolor to 10. Blondynki – polecam!
Agnieszka Więdłocha: A ja paniom brunetkom rekomenduję 4. Będą panie zadowolone, naprawdę!
Katarzyna Bujakiewicz: I w ogóle my kobiety powinnyśmy być dla siebie dobre. Wspierać się. Chwalić wzajemnie. Dobrze sobie doradzać, ale tak szczerze, z serca… Wtedy świat będzie lepszy.
Agnieszka Więdłocha: Zdecydowanie: więcej pozytywnej motywacji, mniej negatywnych emocji. Dobrze jest mieć przyjaciółkę. To zawsze jest takie koło ratunkowe w chwilach słabości. I dobra energia na co dzień!
Dzięki za rozmowę
Lidia Lewandowska, Wirtualne Kosmetyki