LinkedIn to specyficzny portal społecznościowy. Ludzie opisują tu swoje zawodowe sukcesy, trochę rzadziej porażki, nie brak tu szeroko rozumianej promocji ekspreckości i typowej dla społecznościówej tendencji do komentowania rzeczywistości.
Sam język LinkedInowy jest zjawiskiem samym w sobie. Bywa przesycony korpo-mową czy tekstami na poziomie coachów motywacyjnych. Ogólnie jednak jego użytkownicy piszą publicznie to, co uznają za stosowne. Czy jednak stosowne jest wchodzenie z reklamą pod ich postami? Czy jest to etyczne, by promować marki bez zgody twórców postów - do tego bez stosownego wynagrodzenia? Mam tu pewne wątpliwości.
Nie mam jednak wątpliwości, że kampania Rexony wypadła słabo. Nie sądzę, by komentarze pisał sam Fornal. Raczej to teksty wygenerowane przez AI lub pracownika agencji o mocno przeciętnych umiejętnościach copywritingu. Wyszło sztucznie – przypomina to typowe marketingowe bla-bla-bla skrzyżowane z powiatową edycją TED-x.
„Mike, trzymam za Ciebie kciuki! Super, że chcesz dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem z innymi. A przed prelekcją polecam sięgnąć po Rexonę - +50 punktów do pewności siebie w stresowej sytuacji”. „Agnieszka, gratuluję debiutu po drugiej stronie mikrofonu. Pierwszy raz jest zawsze najgorszy, trzymam kciuki, by kolejne były coraz łatwiejsze. PS. W stresujących sytuacjach polecam Rexonę – totalny gamechanger w dbaniu o własny komfort”. „Mateusz, trzymam za Ciebie kciuki! Wystąpienie na pewno będzie świetne i bez lania wody. Ty zadbasz o konkretne case’y, a Rexona o Twoją pewność siebie”. „Dziewczyny, gratuluję świetnej inicjatwy! Każda z tych odpowiedzi może być kopalnią wiedzy i inspiracji, działajcie dalej! A przed stresującymi spotkaniami nie zapomnijcie o zboostowaniu swojej pewności siebie Rexoną”. „Dawid, isnpirujące słowa! Super, że motywujesz innych do wychodzenia ze swojej strefy komfortu. Dla wielu osób może być to stresujące – polecam sięgnąć po Rexonę, to idealny partner w działaniu.”
I w taki deseń były to komentarze reklamowe, każdy szczodrze okraszany hasztagami: #nieczekajnapotem #rexona #działajteraz #potkontrola.
Jedna z kobiet, która otrzymała komentarz Fornala pod swoim postem, napisała kolejny w rzeczonym temacie: „Pierwszy raz w życiu zabrakło mi języka w gębie i... palców na klawiaturze, ponieważ nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na komentarz, który pojawił się pod moim ostatnim postem. Zresztą nadal nie mam na to pomysłu... Człowiek chciał podzielić się wrażeniami po fantastycznym szkoleniu, a w zamian otrzymał sugestię zadbania o swoje... pachy i potliwość”.
Za tę kampanię marki Rexona odpowiadały agencje 2012 Agency i Lettly. Czy przysłużyło się to marce? Można mówić, że zasięgi – także z późniejszych publikacji krytykujących tę kampanię – wyszły nadzwyczaj dobrze. Jednak trudno było znaleźć w komentarzach do sprawy jakiś pozytywny sentyment. Przykłady: „Strasznie na siłę te komentarze, no i wydaje mi się, że próba lokowania Rexony w "biznesowym" kontekście, jest trochę średnia”; „Nie mam 16 lat, jaram się siatkówką, ale entuzjazmu u mnie brak. Wykorzystanie Tomasza Fornala jako twarzy marki samo w sobie nie jest złym pomysłem – przecież to świetny sportowiec, który dla wielu z pewnością jest inspiracją. Niestety zamiast mocno podkreślanej dzisiaj autentyczności dostaliśmy sztuczną interakcję w komentarzach, która wygląda jak nieudolna próba influencer marketingu.”; „Wow, co za spektakularna akcja! Rexona, 2012 Agency i Lettly udowodnili, że granice kreatywności są jak dezodorant w sztyfcie – czasem po prostu się kończą.”
Na pewno taka kampania nie przysłużyła się siatkarzowi. Oczywiście sportowiec w naturalny sposób kojarzy się z właściwą osobą do reklamowania dezodorantów/antyperspirantów. W końcu pot leje się wiadrami podczas meczy i treningów. Jednak zestawienie Fornala i quasi-motywacyjnych komentarzy na LinkedIn brzmi już cokolwiek absurdalnie, a okazało się bardziej żenujące niż cokolwiek promujące.
Case ku przestrodze. Nie każdy świeży pomysł, to dobry pomysł.
Ta historia była cokolwiek krótka. Profil Tomasza Fornala już nie istnieje na LinkedIn, zresztą nie gościł tam długo i miał chyba tylko z 4 obserwujących, kiedy kampania wystartowała. Marka wycofała się z niej rakiem, choć wiadomo – w internecie nic nie ginie i jej zapis krąży wciąż po sieci. Być może trwa przerzucanie się odpowiedzialnością, bo wiadomo, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą.
Złotych Spinaczy raczej z tego nie będzie. Raczej jakiś odpowiednik Złotych Malin.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
 (002)-2.jpg)
.jpg)
