To debiut domu mody w kategorii make-up, ale nie jest to wejście subtelne – to raczej spektakularny ruch, który od razu wzbudził emocje.
Do wyboru klienci będą mieli 55 szminek i 10 balsamów – każdy z tych produktów kosztuje 160 dolarów, czyli niemal 600 zł. To kwota, która bije na głowę ceny innych luksusowych marek: najdroższa pomadka Hermès kosztuje około 300 zł, Tom Ford – 230 zł, a Chanel – 185 zł. Kolekcję LV uzupełnia osiem palet cieni do oczu, wycenionych na około 1000 zł.
Ceny są więc zaporowe, nawet jak na segment premium. Jak powiedziała Pauline Brown, była prezes LVMH na Amerykę Północną, w rozmowie z Yahoo Finance: „Nie ma praktycznie żadnego rynku na szminkę za 160 dolarów. Myślę, że była to strategiczna zagrywka mająca na celu wzmocnienie pozycji i przewagi rynkowej firmy”.
Pietro Beccari, prezes i dyrektor generalny Louis Vuitton, broni decyzji, podkreślając „skrupulatną dbałość o jakość, formułę i innowacje”. Niewątpliwie marka chce postawić kropkę nad „i” – pokazać, że w świecie beauty również może rozdawać karty i ustalać nowe standardy cenowe.
Nie bez znaczenia jest fakt, że kreatywną pieczę nad kolekcją sprawuje legendarna makijażystka Pat McGrath, co samo w sobie dodaje prestiżu i artystycznego wymiaru całemu przedsięwzięciu.
Louis Vuitton zdaje się testować granice tego, ile klienci są gotowi zapłacić za prestiż. Z jednej strony ceny mogą odstraszyć nawet wiernych fanklubów marek luksusowych, z drugiej – marka gra na dobrze znanej emocji: chęci posiadania czegoś najbardziej ekskluzywnego na rynku.
Można się spodziewać, że lada moment Instagram i TikTok zaleją zdjęcia influencerek i influencerów dumnie pozujących z pomadkami Louis Vuitton. A wtedy efekt aspiracyjny może zrobić swoje – nawet jeśli większość konsumentów nigdy nie zdecyduje się na zakup.
Louis Vuitton gra więc wysoko. Pytanie brzmi: czy ta partia okaże się błyskotliwą wygraną, czy tylko spektakularnym, ale krótkotrwałym show?