Rimmel musiał wycofać reklamę mascary. Wystarczyła skarga jednej klientki i machina ruszyła...

Rimmel musiał wycofać reklamę mascary. Wystarczyła skarga jednej klientki i machina ruszyła...

Jedna z klientek zgłosiła zastrzeżenie, że efekt, jaki przedstawia reklama tuszu ScandalEyes Reloaded marki Rimmel z udziałem Cary Delevingne nie jest możliwy do uzyskania w realu. Niby wiadomo: jest prawda reklamy i prawda życia. Na większość cudownych efektów przedstawianych w reklamie, konsumentki przymykają oko, wychodząc z założenia, że wszystkie reklamy są w jakimś stopniu podkręcone i odbiegają od rzeczywistości. Jednak ta konsumentka postanowiła nie odpuścić. Zaprotestowała: napisała skargę do brytyjskiej organizacji Advertising Standards Authority (ASA) i machina ruszyła.

ASA to bardzo wpływowa organizacja. Doprowadziła już do wycofania reklamy Gucci z udziałem bardzo szczupłej modelki. W rzeczonej sprawie klientka kontra mascara ASA również zadziałała skutecznie i jednoznacznie. Organizacja uznała zasadność zastrzeżeń klientki i zaleciła firmie Coty wycofanie kontrowersyjnego spotu. Firma próbowała polemizować i argumentować, że nie było jej celem reklamowe oszustwo, a spot zgodny był z brytyjskimi standardami reklamy.

Ale po kolei. Co nie spodobało się klientce? Przede wszystkim to, że po zastosowaniu produktu ScandalEyes Reloaded wcale nie ma tak wydłużonych i zagęszczonych rzęs jak aktorka w prezentowanym spocie utrzymanym w klimacie filmu akcji. Do tego w reklamie pokazano, że wystarczy krótkie przetarcie rzęs wacikiem z wodą i po maskarze nie ma śladu... Rzeczywiście, abstarhując od prawdziwości rzęs, realizm demakijażu może budzić poważne wątpliwości;-)

Co na to producent? Rimmel argumentował, że modelka nie ma przyklejonych sztucznych rzęs, a jedynie sztuczne kępki uzupełniające przerzedzenia. Firma Coty przesłała też do ASA zdjęcia z postprodukcji, z których wynikało, że niektóre rzęsy zostały dorysowane komputerowo, bo na tle ciemnego cienia do powiek te przestały być widoczne.

To jednak nie przekonało ASA. W oświadczeniu napisano: "Przyjęliśmy do wiadomości zapewnienia Coty, że techniki użyte w postprodukcji nie miały na celu przedłużenia rzęs modelki. Uważamy jednak, że na zdjęciach po retuszu wyglądają one na dłuższe. Trudno powiedzieć, czy efekt jest kwestią wklejonych kępek, komputerowego dorysowania włosków czy połączenia obu technik, ale w naszej ocenie rzęsy wydają się dłuższe i bardziej gęste". Ostatecznie marka kosmetyczna przychyliła się do prośby i wycofała spot.

W związku z tą sprawą pojawiły się też gorące dyskusje, jak zatem reklamować tusze, gdy tak naprawdę efekt będzie inny u każdej konsumentki, z uwagi na różną długość rzęs, ich gęstość czy choćby budowę oka. Internautki jednak w zdecydowanej większości komentowały, że oczekują więcej prawdy w reklamie. W ich opinii podrasowane reklamy kosmetyków zwiększają i tak sporą już nieufność w deklaracje producentów. Perfekcyjne ciała, twarze, makijaże, sugerują, że wystarczy kupić dany produkt, by natychmiast zbliżyć się do takiego ideału - i to irytuje nieco bardziej krytyczne wobec reklamy i nie podchodzące do niej bezrefleksyjnie konsumentki. Widać więc, że klientki wysyłają producentom czytelny sygnał, że podrasowane piękno nie jest tym, czego oczekują w komunikacji marketingowej.

Jedna z internautek tak wyraziła swoją opinię: "Wszyscy wiemy, że reklamy kłamią, co nie znaczy jeszcze, że mamy na to pozwalać, a nawet więcej - uważać to za normalne i słuszne. Przy takim podejściu niedługo doszlibyśmy do punktu, w którym wszystkie chwyty są dozwolone, aby tylko wyciągnąć pieniądze od ludzi. Potem dziwią się na całym świecie, że ludzie zakładają sobie "ad blocki" i inne programy, żeby uniknąć tego patologicznego kłamstwa(...). Ja widząc jakąkolwiek "reklamę", natychmiast "trzymam się za portfel" i przełączam kanał/stronę. Do tego doprowadzają wasze >>nowoczesne standardy<<"

Chcesz zobaczyć reklamę, o której zrobiło się tak głośno?
 

 

# Newsy producenci
 reklama