Nie wiem, na ile świadomie, ale na pewno skutecznie, wielu z nich w praktyce stosuje modną ostatnio koncepcją agile, czyli zwinności, w tym aktywnej i elastycznej adaptacji do nowych wyzwań i wynajdywania w nich szans.
Stąd np. nie zabrakło kandydatów w utworzonej na fali Covid-19 kategorii produktów do dezynfekcji, a Global Cosmed, czołowy gracz na rynku płynów do kąpieli i mydeł w płynie z powodzeniem wstrzelił się w dwa silne trendy – zarówno w ten „covidowy” - z antybakteryjną serią Apart, jak i coraz silniejszy trend vegan friendly - z płynami do rąk Biophen. Jeśli już jesteśmy przy myciu, to znajome maluchy zachwyciły się „smakowymi” żelami do mycia z Forte Sweden w zabawnych opakowaniach z motywem zwierząt. „Smakowe” kosmetyki o zapachu owoców czy czekolady działają też na dorosłych, poprawiając nastrój.
Mój nastrój skutecznie poprawiały np. figowy żel do mycia twarzy Mokosh, neroli shake z Iossi, bzowo-waniliowa seria pielęgnacji ciała Yope, owocowy scrub do ciała od Lovish i seria Baltic home spa od Ziai - z pomarańczową galaretką do kąpieli na czele. Z przyjemnością sięgałam po mleczka do twarzy Fluff (Nacomi) - w zabawnych opakowaniach a la butelka dla niemowlaka, smarowałam się brokatowym rozświetlającym olejkiem i masłem do ciała od Marie Brocart czy sandałowym balsamem do ciała ze Starej Mydlarni.
Ten ostatni był w kostce, która staje się coraz bardziej popularną formą różnych kosmetyków, jak dowodzi udana seria Energy Kit z Officina Naturae, która pokazała, że w kostkę można też przekształcić płyn do zmywania. Dużo bardziej wolę kostkę niż szkło, zwłaszcza w produktach domowych. Dlatego, choć jakościowo przekonała mnie seria produktów do mycia i czyszczenia z BeSymbio, to wolałabym ją np. opakowaniach z plastikowego recyklatu zamiast w ciężkich szklanych butlach. Natomiast mocno trzymam kciuki za rynkowy sukces kapsułek do prania Eco mill z Madonis.
Natury mamy coraz więcej w kosmetykach, wśród których do grona moich stałych „pewniaków” dołączyła dzięki LCA marka Creamy (w tym roku świetne serum Tamanu) i najbardziej oryginalna marka bio - Trawiaste. Jej esencja do twarzy z kadzidłowcem i żywiczne balsamy do ciała nie tylko robią wrażenie roślinnym składem, ale i dobrze nawilżają. Moim tegorocznym odkryciem z półki eko/bio/vege była seria kremów do twarzy Norweski Wiatr z Mohani, a z kolei pod oczy najbardziej przekonała mnie kremowa maska z Pure Story by Rymsza czy Night Cloud od Slaap Home Rituals - nie ukrywam, że również ze względu na pomysł - specjalną szpatułkę z funkcją masowania. Z upływem lat coraz częściej sięgam jednak po kosmetyki, które obiecują zahamować upływ czasu - sprawdzone marki z silnym zapleczem badawczym. Moi tegoroczni faworyci to Institute Solutions Y-Lifting od Dr Ireny Eris, supernawilżająca seria Fortefusion Yonelle, a także naturalny kolagenowy żel Souvre. W połączniu z rollerem liftingującym od Bless Me Cosmetics wręcz czułam, jak ubywa mi lat.
Trudno było też przeoczyć modną w tym roku nowość - bakuchiol, działanie którego sprawdzaliśmy w kosmetykach tak wielu różnych firm. Mnie najbardziej przekonał ten w kremach Lift4Skin z Oceanic.